Finał głośnej sprawy. Sąd Najwyższy oddalił kasacje obrońcy i prokuratora w sprawie skazanego w głośnej sprawie tzw. kanibali znad jeziora Osiek. Obrońca chciał uniewinnienia swego klienta ze względu na nieustalenie tożsamości ofiary i obecność neosędziów w składach orzekających. Prokurator natomiast dowodził współsprawstwa wszystkich mężczyzn, którzy jedli ciało ofiary. W środę Sąd Najwyższy wydał orzeczenie w sprawie kasacji w głośnej sprawie kanibali znad jeziora Osiek. Kasacje wnieśli obrońca skazanego na 25 lat więzienia Roberta M., który miał kierować zabójstwem, i prokurator – na niekorzyść M. i pozostałych mężczyzn, którzy mieli jeść ludzkie mięso.Czego dotyczyły kasacje?Kasacje dotyczyły orzeczenia Sądu Apelacyjnego w Szczecinie. Utrzymał on w mocy wyrok Sądu Okręgowego, który głównego oskarżonego Roberta M. skazał na 25 lat więzienia za to, że 20 lat temu kierował zabójstwem mężczyzny o nieznanej tożsamości. Sąd stwierdził, że inni oskarżeni dopuścili się zbeszczeszczania zwłok i umorzył postępowanie z powodu przedawnienia. Jakie były argumenty obrony?Obrońca Roberta M. wytknął w kasacji niesłuszne przyjęcie kwalifikacji zabójstwa ze względu na to, że nie ustalono tożsamości ofiary. Przed sądem argumentował, że przestępstwo to musi być wyrządzone na szkodę konkretnej osoby.– Brak ciała – to się zdarza. Ale w tym wypadku brak też tożsamości, brak konkretnej osoby. Sąd apelacyjny się nad tym nie pochylił, a to jest zasadnicza kwestia – tłumaczył.Wskazał też na inne – w jego ocenie – nieuwzględnione ustalenia faktyczne. – Trwoga, że w taki sposób można kogoś osądzić, skazać – przekonywał pełnomocnik M.CZYTAJ TAKŻE: Sąd Najwyższy wydał wyrok w sprawie „Tęczowej Maryi”Problem neosędziów Na koniec wskazał na jedną z potencjalnie bezwzględnych przyczyn odwoławczych – niewłaściwy skład sądu. Jak tłumaczył mecenas, w obu składach orzekających w sprawie kanibali zasiadali neosędziowie. Dlatego pełnomocnik Roberta M. wniósł przede wszystkim o uniewinnienie, a alternatywnie o skierowanie sprawy do ponownego rozpatrzenia. Jaką decyzję podjął Sąd Najwyższy? Sąd Najwyższy ze względu na skomplikowanie sprawy – ogłosił werdykt dopiero po dwutygodniowej przerwie. Uznał kasację obrońcy za w sposób oczywisty bezzasadną. – Nie potwierdziła się bezwzględna przyczyna odwoławcza, jaką byłaby nienależyta obsada sądów. Co prawda powołani zostali przez tzw. neo-KRS, ale ich ścieżka awansowa nie wykazuje, by stało się to za sprawą politycznych koneksji – tłumaczył sędzia sprawozdawca Marek Pietruszyński. Sąd Najwyższy w uzasadnieniu szczegółowo przeanalizował drogę zawodową sędziów wskazanych przez autora kasacji. Jakie argumenty przedstawił sędzia sprawozdawca? SN nie podzielił też jego opinii co do interpretacji przepisów karnych dotyczących zabójstwa. – Dobrem prawnie chronionym jest życie człowieka w znaczeniu egzystencjalnym. Nieustalenie tożsamości nie może zwalniać z odpowiedzialności – powiedział sędzia Pietruszyński. Porównał taką interpretację do skompromitowanej – w jego opinii – dawnej zasady prawa anglosaskiego, która nie pozwalała skazać przy braku ciała. – Owszem, nie ustalono osoby pokrzywdzonej, a więc i osób, które ją reprezentują, ale obrońca skazanego nie miał interesu prawnego, by to podnosić, a poza tym pokrzywdzonego reprezentuje w procesie karnym prokurator – tłumaczył.Czego oczekiwała prokuratura?Prokuratura przedłożyła swoją kasację, domagając się m.in. uznania współsprawstwa wszystkich oskarżonych w poprzednich instancjach. Chodziło o Rafała O., Janusza S. i o Sylwestra B. Sąd stwierdził, że dopuścili się oni „tylko” zbeszczeszczania zwłok. Postępowanie umorzono z powodu przedawnienia.Zdaniem pełnomocników tych osób prokurator powinien był wykazać udział w zabójstwie w postępowaniu dowodowym w poprzednich instancjach, a tego nie zrobił. – Zdarzenia w ogóle nie miały miejsca, nie doszło do nich – mówiła w środę jedna z prawniczek. – Sądy poprzedniej instancji słusznie i drobiazgowo wykazały, że nie może być mowy o współsprawstwie. Współsprawstwo nie może być bierną akceptacją – dowodziła.Dokładnie tymi samymi słowy uzasadnił odrzucenie kasacji SN. – Dla współsprawstwa musi być wspólna realizacja jakiegoś czynu, gdzie postępowanie sprawców wzajemnie się dopełnia – dodał sędzia Pietrzykowski.Czego dotyczyły kasacje?Kasacje dotyczyły orzeczenia Sądu Apelacyjnego w Szczecinie. Utrzymał on w mocy wyrok w sprawie zabójstwa i znieważenia zwłok wydany przez Sąd Okręgowy w tym mieście. Głównego oskarżonego skazał na 25 lat więzienia. Uznał, że Robert M. blisko 20 lat temu kierował zabójstwem mężczyzny o nieznanej tożsamości. Co wydarzyło się nad jeziorem Osiek?Oskarżonych obciążyły przede wszystkim zeznania Rafała O. Po kilkunastu latach opowiedział on o zbrodni, do której – według śledczych – doszło w 2002 r. nad jeziorem Osiek we wsi Ługi (Lubuskie). Rafał O. zeznawał, że główny oskarżony, Robert M., najpierw kłócił się z mężczyzną przy lokalu we wsi Łasko - później mężczyzna ten został zawieziony nad jezioro. Wraz z nimi pojechali tam pozostali oskarżeni i Zbigniew B.To właśnie Zbigniew B. miał poderżnąć gardło ofierze, a przed śmiercią w 2017 r. napisać list z wyznaniem zbrodni. List został przekazany śledczym. Sąd okręgowy we wrześniu 2021 r. uznał, że Robert M. „kierował wykonaniem czynu zabronionego” – polecił zabicie mężczyzny Zbigniewowi B. słowami: „wiesz, co masz robić”. Ten podciął gardło ofierze, a następnie uciął mężczyźnie głowę nożem. Robert M., Zbigniew B. i pozostali mężczyźni – jak uznał sąd – zbezcześcili następnie ciało ofiary: zjedli kilka części ciała zabitego mężczyzny po upieczeniu ich na ognisku. Miał to być swoisty pakt milczenia, aby nikt z obecnych nie ujawniał informacji o zdarzeniu. Kanibale czy nie?W środę przy okazji kasacji sędzia sprawozdawca zwrócił uwagę, że nazywanie tych czynów „sprawą kanibali” nie jest – jego zdaniem – zgodne z kryminalistyczną literaturą przedmiotu. Ta wspomina bowiem o kanibalizmie na tle sadystyczno-seksualnym lub psychotycznym, w wyimaginowanym akcie obrony lub dla dominacji. Przypadki takie jak w Osieku nie są kwalifikowane jako kanibalizm.Ciało zabitego mężczyzny Robert M. i Zbigniew B. zapakowali wraz z kamieniem do folii, wypłynęli na jezioro pontonem, który przywieźli ze sobą, i wrzucili je do wody. Do dziś go nie odnaleziono i nie ustalono tożsamości ofiary.ZOBACZ TAKŻE: Warszawski kiler zamordował męża kochanki, jej córkę, księdza i tancerza