O początkach wielkiej mistrzyni. Od kilku sezonów dominuje na kortach całego świata. Już teraz jest jedną z najlepszych tenisistek w historii. Aż trudno uwierzyć, że niedawno skończyła 23 lata, a pierwsze kroki stawiała... w cieniu siostry. Droga Igi Świątek na szczyt była szybka, ale i wyboista. Dziś zagra o piąty w karierze tytuł wielkoszlemowy. To nazwisko pojawiało się w sprawozdaniach sportowych jeszcze w poprzednim stuleciu. Gdy Igi nie było na świecie, Tomasz Świątek leciał na igrzyska do Seulu (1988) po medal w wioślarstwie. W noc poprzedzającą kluczowe biegi zachorował jednak jeden z członków załogi, stracił sporo sił, w efekcie czego zamiast podium, czwórka podwójna skończyła na siódmym miejscu. Rozczarowanie było tak duże, a historia utkwiła mu w głowie tak mocno, że gdy córki (poza Igą również trzy lata starsza Agata) zaczęły przejawiać zainteresowanie sportem, wspierał je jak mógł, stawiając tylko jeden warunek: niech to będzie sport indywidualny. Niech nigdy, jak on, nie muszą polegać na innych. Zaczęło się od pływania (Agata radziła sobie bardzo dobrze, ale nękały ją problemy z uszami; Iga bała się wody), tenis był drugim i, jak się okazało, ostatnim wyborem. Agata była swego czasu w ścisłej czołówce rankingów, jeździła na turnieje, rokowała nieźle, ale – znów – nie dopisywało zdrowie. W końcu musiała skupić się na nauce. Zwłaszcza, że to nie jest tanie hobby. Wynajęcie kortu kosztuje w większych miastach nawet kilkadziesiąt złotych za godzinę. Potrzebny jest też trener, rakieta, piłeczki... Wielu rodziców, którzy wydają setki, potem tysiące złotych na sportowy rozwój pociechy, oczekuje, że inwestycja prędzej czy później się zwróci – najchętniej z nawiązką. Tym bardziej że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Po pierwszych wygranych turniejach, pierwszych trofeach, które wypełniają półkę, zaczyna działać wyobraźnia. Pula nagród na tegorocznym Roland Garros przekroczyła 50 milionów dolarów. „Skoro może o nie walczyć Jannik Sinner, skoro mogą Carlos Alcaraz czy Aryna Sabalenka, to dlaczego nie moje dziecko?” – zdają się myśleć niektórzy. Trudno powiedzieć, ile potencjalnie wielkich karier zniszczyli tzw. tenisowi rodzice. Na szczęście nie tę.Dla Igi tenis przez długi czas był zresztą tylko dobrą rozrywką, interesującym dodatkiem do szkoły. – Myślę, że gdybym się źle uczyła, nie mogłabym grać – mówiła w rozmowie dla portalu tvp.info, podkreślając, jak wielki nacisk rodzice kładli na edukację. Na szczęście miała niemal same piątki. „Jedynka” zdarzyła się raz, na matematyce, za rozmowy z koleżanką.W pewnym momencie sama Iga zorientowała się, że... za bardzo skupia się na nauce. Wszystko zmieniło się po pierwszym kontakcie z Wielkim Szlemem. Urzekła ją atmosfera sportowego święta, wszelkie blaski i cienie imprezy, która cztery razy do roku przyciąga najlepszych z najlepszych. – Wcześniej spędzałam na korcie mniej czasu niż większość koleżanek. Tak naprawdę niespecjalnie lubiłam tenis. Granie sprawiało mi frajdę, ale nie oglądałam meczów, nie fascynowało mnie to wszystko, co działo się wokół. W końcu jednak zrozumiałam, że tenis to jest to, co chcę w życiu robić. Wzięłam się do pracy, postanowiliśmy też zwiększyć liczbę jednostek treningowych. „My”, czyli sztab, który na początku drogi towarzyszył Świątek. Potencjał młodej dziewczyny dostrzegł zespół Warsaw Sports Group, który wziął ją pod swoje skrzydła, opłacając pensję trenera (Piotr Sierzputowski), specjalistki ds. przygotowania fizycznego (Jolanta Rusin-Krzepota) i psycholożki (Daria Abramowicz). WSG finansowało też wynajem kortów, organizację wyjazdów i dbało o wizerunek tenisistki, w zamian czerpiąc zyski m.in. z części „podnoszonych” z kortu pieniędzy. Agencja okazała się zbawieniem w momencie, w którym koszty rozwoju Igi zaczęły przerastać możliwości finansowe Świątków. Głośne są w środowisku tenisowym opowieści o dziadkach sióstr Radwańskich, którzy wyprzedawali drogie obrazy, by inwestować w Agnieszkę i Ulę. „Mój tata wolał sam nie zarobić niż oddać komuś choćby dolara” – wyznała w książce „Jestem Isia” starsza z nich.Tomasz Świątek nie miał takich oporów. Zarobki córki systematycznie jednak rosły, a wysoka prowizja zwyczajnie przestała im się kalkulować. Tuż przed osiemnastymi urodzinami Igi, 30 maja 2019 roku, postanowił więc rozwiązać współpracę. – Nie mam potrzeby, by negatywnie mówić o Warsaw Sports Group. Wypowiedziałem umowę, bo uważam, że okoliczności stały się dla nas niekorzystne – opowiedział Pawłowi Wilkowiczowi ze Sport.pl. Sztab pozostał przy młodej zawodniczce, ona sama jeszcze przez jakiś czas była związana z warszawską Legią. Zaczęła jednak żyć i pracować na własny rachunek.*Turnieje rangi ITF wygrywała już jako 15-latka, triumfując m.in. w Sztokholmie, Pelham czy Bergamo, budząc zachwyt wśród tenisowych ekspertów.Do powszechnej świadomości trafiła jednak dopiero w 2018 roku. Miliony kibiców nad Wisłą usłyszały o niej, gdy przebojem wdarła się do półfinału juniorskiego Rolanda Garrosa. I choć przegrała tam w trzech setach ze swoją deblową partnerką, Caty McNally, pokazała, że lada moment możemy mieć z niej pociechę. Dwa miesiące później, gdy wylosowano drabinkę juniorskiego Wimbledonu, nikt zębów sobie jednak na występy Igi nie ostrzył. Przede wszystkim: już w pierwszej rundzie trafiła na rozstawioną z „jedynką” Amerykankę Whitney Osuigwe. Sama przyznawała też, że za graniem na nawierzchni trawiastej właściwie nie przepada...Z Osuigwe straciła seta, a z kolejnymi czterema rywalkami w drodze do finału rozprawiła się „na czysto”. Szans nie dała również Szwajcarce Leonie Kung, z którą przyjaźniła się na co dzień. 17-letnia wówczas Polka od pierwszych piłek kontrolowała przebieg spotkania, na lekkie nerwy pozwalając sobie właściwie tylko w pierwszym secie, wygranym do czterech. Druga partia to był już pokaz siły: Kung zdołała ugrać zaledwie dwa gemy, oba przy własnym serwisie.Po ostatniej piłce szczęśliwa Świątek wzniosła niewielki puchar, efektowną wygraną zapowiadając walkę o najwyższe laury również wśród seniorek. – Fizycznie jestem gotowa, by rywalizować z zawodniczkami z pierwszej setki rankingu. Wszystko zależy od przygotowania psychicznego, czy uda mi się udźwignąć presję – mówiła wówczas, zdradzając, że w trudnych momentach na korcie... nuci ulubione piosenki. 14 kwietnia 2019 roku osiągnęła pierwszy finał turnieju rangi WTA – po trzysetowej walce przegrała jednak w szwajcarskim Lugano z Poloną Hercog. Z dobrej strony pokazała się też niedługo później na kortach Rolanda Garrosa, gdzie awansowała do czwartej rundy. Sezon zakończyła przedwcześnie, we wrześniu. „Niestety nie zagram w Pekinie i Tiencinie z powodu kontuzji stopy. Jestem trochę rozczarowana, ale nic nie dzieje się bez przyczyny. Będę miała więcej czasu, by odpocząć po najbardziej ekscytującym, pełnym wzlotów i upadków sezonie. Zmieniłam sporo w swoim życiu i swojej grze. Cieszę się, że będę mogła się z tym wszystkim oswoić” – napisała w wiadomości skierowanej do fanów na Facebooku. Wróciła przy okazji Australian Open i przypomniała, dlaczego kibice i eksperci wróżyli jej karierę na miarę Agnieszki Radwańskiej. 18-latka wyeliminowała kilka wyżej notowanych rywalek, zatrzymując się dopiero na czwartej rundzie (przegrała w trzech setach z Anett Kontaveit). W US Open, rozegranym na przełomie sierpnia i września, nie poszło jej tak dobrze jak w Australii, ale i rywalkę miała ze znacznie wyższej półki. Świątek przegrała w trzeciej rundzie z późniejszą finalistką imprezy, Białorusinką Wiktorią Azarenką. W kilku piłkach zdradziła jednak drzemiący w niej wielki potencjał. – Iga zagrała na otwarcie dwa najlepsze gemy w życiu. Ba, najlepsze wszech czasów w polskim tenisie! – ekscytował się na łamach TVP Sport Wojciech Fibak, legenda dyscypliny. Nawet jeśli troszkę przesadzał, takie słowa musiały być sporą nobilitacją. A potem był Paryż. Eksperci zachodzili w głowę, czy to, co Świątek prezentowała na kortach Rolanda Garrosa, to pełnia czy zaledwie malutka część tego, co może pokazywać w przyszłości. To wtedy zaczęto tytułować ją mianem „księżniczki sportu”. Na drodze do pierwszego wielkoszlemowego zwycięstwa w singlu – nie tylko w swojej karierze, ale i całej historii polskiego tenisa – nie straciła seta. Rywalki wręcz zdemolowała, kręcąc efektowną zapowiedź tego, jak mogą wyglądać kolejne lata na światowych kortach...Miała 19 lat. Najlepsze, ale i najtrudniejsze, było dopiero przed nią. Na 21. urodziny dostała od swojego sztabu dwadzieścia książek – po polsku, bo gdy na co dzień czyta po angielsku, wciąż traktuje to bardziej jak naukę niż przyjemność. – Ciągle zapisuję jakieś słowa, których nie znam – zwierzyła się dziennikarzowi „New York Times“. Zakres tematyczny był szeroki: od „Sekretów ludzi sukcesu“ Malcolma Gladwella po „Panią Bovary“ Gustave’a Flauberta. – Czuję się dziwnie, kiedy przez kilka dni nie czytam – mówiła Iga. – To dla mnie znak, że brakuje mi w życiu odpowiedniego balansu.Choć wśród prezentów jej nie było, to biografia Andre Agassiego była Idze przez wiele tygodni najbliższa. W „Open” były amerykański tenisista pisze o skrajnych emocjach, jakie wywoływał w nim sport. – Dla mnie to też relacja w stylu: „dzisiaj miłość, jutro nienawiść”. Nie jestem osobą, która zakochuje się od pierwszego wejrzenia. Mam świadomość, że gdyby nie naciski taty, który często zachęcał mnie do gry, dziś pewnie bym nie grała. Staram się być jednak osobą, która kończy to, co zaczęła. Najtrudniejszy rok w karierzeW 2022 roku ponownie wygrała French Open, najlepsza była też w US Open. Co naturalne, na koniec sezonu, podczas WTA Finals w Guadalajarze, wszyscy że postawi kropkę nad „i”. Łatwo jednak nie było. Jeszcze w trakcie meczu z Marią Sakkari, Świątek zalała się łzami, zmęczona psychicznie i fizycznie. Jej oczy krzyczały: „nie chcę tu być!“, a kibice i eksperci zastanawiali się, czy sukcesy nie przyszły za wcześnie. Debatowano, czy jest jeszcze w Idze miłość do tenisa i sportu w ogóle. – Wiedziałam, że nie jestem maszyną, ale w tej kwestii ten mecz był dużą lekcją pokory wobec mojego organizmu. Nasze ciało może być zmęczone i nie w pełni możliwości z wielu powodów, także... cyklu menstruacyjnego. To nie jest wymówka, zależało mi, żeby mówić o tym otwarcie – wyznała wówczas. Zakończyła sezon, szybko zapominając o złych momentach. Nie poddała się. Jeszcze bardziej niż wcześniej zaufała swojemu sztabowi, wprowadzając jedną małą korektę: Piotra Sierzputowskiego, trenera-kumpla, z którym raczkowała w poważnym tenisie, zamieniła na Tomasza Wiktorowskiego, trenera-mentora, który do największych sukcesów prowadził Agnieszkę Radwańską.Osią złotej drużyny Świątek pozostała Daria Abramowicz: psycholog sportu, z którą Iga współpracuje od lutego 2019 roku. Początkowo rola 36-latki ograniczała się do sporadycznych spotkań i konsultacji. Od prawie pięciu lat jest przy naszej zawodniczce niemal zawsze. – Dużo, dużo łatwiej jest mi zaufać komuś, kto jest przy mnie cały czas – tłumaczyła taką decyzję Świątek. To Abramowicz dba, by najlepsza tenisistka świata potrafiła cieszyć się z gry. – Wcześniej Iga wrzucała „tenis“ do jednej szuflady, a wszelkie przyjemności do drugiej – opowiadała „Timesowi“. – Musiałyśmy to wymieszać.Praca ze światową „jedynką“ to jednak znacznie więcej niż kilka psychologicznych sztuczek i regularne rozmowy. Wiktorowski, wraz z Maciejem Ryszczukiem, trenerem przygotowania fizycznego, myślą o każdej minucie życia Świątek. – Z Tomkiem dużo rozmawiamy i planujemy z wyprzedzeniem wszelkie działania, od A do Z. Od dbania o jakość snu Igi począwszy, na siłowni skończywszy – mówił Ryszczuk na łamach „Rzeczpospolitej”. Nieważne czy wstanie lewą, czy prawą nogą, dzień Świątek rozpoczyna od pomiaru tętna i wypełnienia tabelki subiektywnych ocen jakości snu i zmęczenia. Potem je: większość diety przygotowują trenerzy, ale o części spożywanych posiłków decyduje sama zawodniczka. – To dobrze wpływa na jej głowę, zwiększa poczucie codziennej swobody – tłumaczył Ryszczuk. – Tabliczka czekolady nie mogłaby jej zaszkodzić. Eksperci podkreślają, że koordynacja ruchowa Igi jest wręcz stworzona do gry w tenisa: duża w tym zasługa ojca, Tomasza, który przekazał córce dobre geny.Chwali się także zdolność koncentracji naszej zawodniczki. – Jeszcze jako tenisowy „krasnal” była traktowana jako ta druga, trochę na doczepkę przy starszej siostrze, choć wyrywała się i miała większy od Agaty talent ruchowy. – tłumaczyła Katerina Urbanova, jedna z pierwszych trenerek Świątek, na łamach „Polityki”. – Przez to, że najpierw nacisk kładziony był na rozwój Agaty, Iga była wdzięczna za każdą godzinę, którą ktoś z nią spędził na korcie. Uderzające było to, że traktuje treningi poważnie. Słucha, jest skupiona. To rzadkie u dzieci. – Nie potrafię stwierdzić, jak mądrą jest osobą, ale jest bardzo ciekawa świata, a to chyba pewien wyznacznik – mówił Ryszczuk. – Jeśli czegoś nie wie, natychmiast pyta lub zaczyna czytać. Stworzona do tenisaPod okiem Wiktorowskiego, Iga zaczęła grać nieco inaczej. Chce dominować na korcie już od pierwszego gema, choć robi to spokojnie: nie forsuje kończących zagrań, powoli zamęcza rywalki, odgrywając nawet najtrudniejsze piłki. Tak jak Radwańska, której w starciach z Williams czy Szarapową zwyczajnie brakowało jednak… siły. Świątek takiego problemu nie ma. Na siłowni zdarza jej się wyciskać ponad 100 kilogramów. Biega rzadko, żeby nie przeciążać stawów, skupiając się raczej na rowerze stacjonarnym. Nie jest ani najbardziej atletyczną, ani najbardziej umięśnioną zawodniczką, ale Wiktorowski nauczył ją, by zaczęła wykorzystywać wszystkie swoje atuty. – Kiedyś większą uwagę zwracałam na to, jak gra moja rywalka. Teraz to ja chcę nadawać ton, to ja chcę dominować – mówił „Timesowi”. To, co wyróżnia ją na tle innych, to grany z bardzo mocną rotacją forehand. Kąśliwy o tyle, że piłka po takim zagraniu skacze wysoko, nieprzyjemnie, sprawiając rywalkom duże problemy. To jej antidotum na wszelkie trudne piłki, które nadlatują z drugiej strony siatki: Świątek nie tylko je odbija, ale też robi to na tyle skutecznie, że kilka chwil później cieszy się już z kolejnych punktów.– Ma szczupłą sylwetkę, ale bardzo mocne nogi. Widać wyraźnie zarysowane mięśnie ud, korpus obudowany mięśniami gładkimi, odpowiedzialnymi za czucie ciała i swobodę ruchu. W efekcie transfer energii jest przekazywany z dołu na górę bez wielkich ubytków i wkładany w nadlatującą piłkę – wyjaśniał Radosław Szymanik, były trener męskiej reprezentacji w Pucharze Davisa.Jeśli można w ogóle mówić o jakichkolwiek mankamentach u Igi, pewnie byłby nim serwis. Zwłaszcza drugi. Nad pierwszym pracowała w ostatnich miesiącach, od początku roku nieco modyfikując swoją technikę. Jest lepiej, bardziej nieprzewidywalnie, ale drugie podanie wciąż pozostaje piętą achillesową. Każdy jednak chciałby mieć takie „pięty”. Świątek rozegrała w tym roku już 43 mecze, z czego przegrała zaledwie... 4. Najlepsza była zarówno w Rzymie, jak i Madrycie, wcześniej triumfowała też na kortach Indian Wells. Nawet Rafael Nadal w złotych czasach nie był aż tak wielkim faworytem na French Open, jak Polka teraz. To świadczy o skali dominacji. Tym bardziej trudno uwierzyć, że niedawno skończyła 23 lata. Urodzin nie świętowała hucznie, za to prezent zrobiła sobie... najlepszy z możliwych. Jak burza przemknęła do kolejnego finału Rolanda Garrosa, gdzie o godz. 15 zagra z Jasmine Paolini. Już jest księżniczką Paryża, a ma spore szanse na to, by zostać Królową tego miasta i tych kortów. Wygrywa z każdym, jakby bez trudu, a rywalki stają z nią w szranki zrezygnowane, świadome, że nie będą w stanie pokonać ściany, jaką Polka stawia po drugiej stronie kortu.Oby dziś było podobnie, a do bogatej listy trofeów doszedł kolejny.