Wywiad z prof. Adamem Leszczyńskim. Chciałbym pokazać naszej opinii publicznej, że istnieją inne modele patriotyzmu, niż model narodowo-katolicki – mówi w rozmowie TVP Info Adam Leszczyński, historyk i nowy szef Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej im. Romana Dmowskiego i Ignacego Jana Paderewskiego. Za pierwsze zadanie wyznaczył sobie wyjaśnienie nieprawidłowości w działaniu Funduszu Patriotycznego. Co autor „Ludowej Historii Polski” robi w Instytucie im. Romana Dmowskiego?Przede wszystkim zmieniam go — radykalnie, budując na jego miejscu i na jego fundamentach coś nowego, Instytut Narutowicza. Najpierw jednak muszę przywrócić racjonalność tej instytucji, tzn. uporządkować jej sprawy majątkowe. Trzeba zająć się w pierwszej kolejności kwestiami związanymi z ewidentnymi nadużyciami w ramach Funduszu Patriotycznego. Działanie Funduszu polegało głównie na wspieraniu organizacji skrajnie prawicowych. Rozdał ponad sto milionów złotych w trzy lata. Otrzymałem właśnie wystąpienie pokontrolne NIK na ten temat. Pojawiają się w nim zasadnicze pytania o procedurę, według której to było robione. Kontrolerzy twierdzą, że sama procedura - wewnątrz instytutu - była łamana. Ta sprawa obecnie konsumuje dużą część mojego czasu. A więc sprawy finansowe? Nie, mówimy tu o możliwych dużych nadużyciach. To już nie jest księgowość. Uporządkowanie tych kwestii zajmie pewnie jakiś czas. Potrzebna też jest racjonalizacja funkcjonowania samego instytutu. Przykładem niegospodarności jest sama siedziba. To bardzo duży budynek, który został zaprojektowany jako muzeum i centrum prawicowych organizacji pozarządowych na stu kilkudziesięciu pracowników i pracownic. W tej chwili, w budynku pracuje dwadzieścia osób. Znajduje się tu kilka łazienek i kilka kuchni pracowniczych oraz sal konferencyjnych. Uważam, że takie miejsce powinno lepiej służyć polskiemu podatnikowi. Dlatego prowadzę rozmowy z Warszawskim Muzeum Narodowym, które chciałoby mieć tu swoje magazyny. Instytut Narutowicza potrzebuje znacznie mniejszego biura. To są sprawy bieżące, ale zasadniczym celem jest przebudowanie instytutu. W przeszłości placówka zajmowała się propagowaniem myśli „chrześcijańsko-narodowej”, jak określały to poprzednie władze instytutu. W praktyce – często skrajnie prawicowej i nacjonalistycznej. Dlatego zmieniamy patrona na Gabriela Narutowicza. Ta zmiana nie jest przypadkowa. Jak wiemy, Narutowicz był pierwszym demokratycznie wybranym prezydentem RP - zabitym przez fanatycznego nacjonalistę. Chcę, aby instytut zajął się propagowaniem szeroko rozumianej myśli demokratycznej - od demokratycznej lewicy, po demokratyczną prawicę. Będziemy wydawać książki, robić publiczne spotkania i debaty. Planujemy również nawiązać współpracę z artystami i prowadzić działania edukacyjne. Zajmiemy się np. szkoleniami dla nauczycieli i przygotowaniem materiałów dydaktycznych do prowadzenia lekcji z przedmiotu „edukacja obywatelska”, który wejdzie do szkół od września 2025 roku. Zadaniem tego instytutu będzie odwracanie szkód, które przez osiem lat poczyniła prawicowa polityka historyczna w Polsce. Dla mnie to biurko, które odziedziczyłem po poprzednim szefie instytutu - prof. Żarynie - jest swoistym symbolem poprzedniego podejścia do finansów publicznych.Trochę taki barok…Tak, ma pewnie z osiem metrów kwadratowych powierzchni, jest ciężkie i wygląda na bardzo drogie. Bardzo dobrze pokazuje styl gospodarowania instytucjami publicznymi poprzedniej ekipy. Moja wizja jest zupełnie inna. Wybrałbym coś innego, a na pewno mniejszego. Główny zarzut do poprzedniego kierownictwa instytutu? Mam zastrzeżenia do gospodarowania budżetem, poczynionych inwestycji i różnych decyzji programowych. Ale kluczowy jest Fundusz Patriotyczny, w którym potencjalne nieprawidłowości NIK wycenił na dziesiątki milionów złotych. 31 maja ujawniony zostanie wystąpienie pokontrolne NIK z działania Funduszu Patriotycznego na temat nieprawidłowości w wydatkowaniu środków. To będzie chyba najważniejszy zarzut. Będę starał się odzyskać każdą źle wydaną złotówkę.Czy to znaczy, że np. konkursy były przeprowadzane w nieprawidłowy sposób?Będę mógł o tym powiedzieć dopiero po ujawnieniu raportu NIK-u, czyli 31 maja.Kiedy nastąpi oficjalna zmiana nazwy instytutu?Procedura jest skomplikowana od strony prawno-formalnej, wymaga zmiany statutu i zarządzenia przekształceniowego ministry kultury. Myślę, że to potrwa jeszcze około 2-3 miesiące. Zmienimy ją tak szybko, jak to możliwe. Zgodzimy się, że do tej pory instytut prowadził prawicową politykę historyczną. Jednak pana krytycy wskazują, że przestawi pan po prostu wajchę w drugą stronę, tzn. Instytut zacznie prowadzić lewicową politykę historyczną. Jak odniesie się Pan do tych zarzutów? Nie wiem, na jakiej podstawie tak twierdzą. Wielokrotnie już deklarowałem, że nie będę „anty-Żarynem”, tzn. nie będę prowadził lewicowej propagandy w miejsce prawicowej. To będzie można zaobserwować, gdy ogłosimy skład rady programowej. W jej skład wejdą osoby o bardzo szerokim zakresie poglądów i afiliacji światopoglądowych – od prawicy do lewicy, z szeroką reprezentacją centrum. Sens istnienia tego instytutu nie polega na tym, że będziemy drukowali pochwały Komunistycznej Partii Polski (czego oczywiście robić nie będziemy). Jedna z pierwszych publikacji, którą przygotowujemy, dotyczy Bolesława Limanowskiego, jednego z ojców-założycieli demokratycznego socjalizmu, gorącego polskiego patrioty. Chciałbym pokazać naszej opinii publicznej, że istnieją inne modele patriotyzmu, niż model narodowo-katolicki. W tym sensie, działanie Instytutu Narutowicza będzie próbą naprawienia szkodliwych efektów prowadzenia polityki historycznej przez rządy PiS. Zresztą prawicowa polityka historyczna dalej jest prowadzona przez takie instytucje jak Instytut Pamięci Narodowej. Szkody wyrządzone przez osiem lat nieustannej propagandy są bardzo duże. Wymagają interwencji. Instytut będzie brał udział w naszych ogólnonarodowych debatach o historii? Takich jak sens powstań narodowych, czy udział Polaków w Holokauście?Jednym z naszych pomysłów jest to, żebyśmy wydawali ważne książki, z perspektywy polskiego społeczeństwa. Chciałbym, żeby instytut był miejscem, do którego autorzy i autorki piszący ważne rzeczy z zakresu polskiej myśli politycznej mogli do nas przyjść, żeby wydawać książki - oczywiście po odpowiedniej procedurze. W ten sposób będziemy wspierać polską debatę o historii, myśli politycznej i współczesnym patriotyzmie.Jaki ma pan stosunek do terminu polityka historyczna? To coś więcej niż wpływ polityki na historię?Przez lata byłem przeciwnikiem prowadzonej przez państwo polityki historycznej. Moja misja – jako szefa instytutu – jest ratunkowa. W ostatnich latach w Polsce mamy do czynienia z olbrzymimi przedsięwzięciem z zakresu polityki historycznej prowadzonym w duchu narodowo-nacjonalistycznym. Trzeba się temu przeciwstawić. Idee demokratyczne same się nie obronią. Wierzę, że na wolnym rynku idei, demokratyczne idee obroniłyby się. Jednak problem polega na tym, że w Polsce od lat nie mamy wolnego rynku idei. Trzeba sobie poradzić z tą sytuacją. Czy osobiście ma pan wątek w polskiej historii, który wymaga wyjaśnienia i szczególnej uwagi?Najpierw wyjaśnienie: instytut nie będzie się zajmował przede wszystkim badaniami historycznymi. Zajmiemy się raczej dyskusjami o ideach, a idee mają historię, o której też będziemy mówić. Instytut jest placówką edukacyjno-kulturalną, a więc nie jest placówką akademicką. Zajmuje się myślą polityczną, jako elementem polskiego dziedzictwa kulturalnego – niematerialnym elementem. Instytut nie będzie dublował tego, co robią naukowcy na uniwersytetach. Zamiast tego, będzie propagował myśl demokratyczną za pomocą wydawnictw i różnych edukacyjnych przedsięwzięć. Zajmie się też badaniem myśli anty-demokratycznej - głównie polskiej, a więc np. ideologii różnych stronnictw skrajnej prawicy, skrajnej lewicy, czy ugrupowań prorosyjskich. W naszym archiwum chcielibyśmy mieć komplet wydawnictw na ten temat, ale także wydawnictw tych organizacji. Po to, żeby antydemokratyczne poglądy były dogłębnie zbadane i zmapowane. Jednym z naszych działań będzie digitalizacja i gromadzenie zbiorów przez nasz zespół archiwalny.Będziecie szczegółowo analizować bieżącą sytuację?Tak, ale również perspektywę historyczną. W skrócie: będziemy upowszechniać myśl prodemokratyczną, a antydemokratyczną będziemy badać. W kontekście mojej prywatnej pracy naukowej: dzieje Polski są pełne słabo zbadanych obszarów. One dotyczą bardzo wielu zakresów naszej historii, np. dziejów klas ludowych w XIX stuleciu czy w dwudziestoleciu międzywojennym.W ostatnim czasie to się chyba zmieniło. Jest coraz więcej takich publikacji.To się zmienia, ale w dalszym ciągu jest dużo do zrobienia. Myślę, że zainteresowanie historią społeczną, czy historią kobiet jest odpowiedzią na to zapotrzebowanie.I na jej brak w badaniach?Raczej na długą przerwę w badaniu. To były rzeczy, które były czasem badane w dwudziestoleciu międzywojennym, albo na początku PRL - ze wszystkimi wadami literatury naukowej powstającej pod ideologiczną presją komunizmu. Ale to nie znaczy, że te książki były bezwartościowe. Wydaje mi się, że trzeba mieć odpowiedni warsztat historyczny, żeby móc przesiać te informacje.Tak, kiedy czyta się książki z okresu PRL-u, w tym zwłaszcza opracowania z najcięższego okresu stalinowskiego, to trzeba wiedzieć, o jakich kwestiach np. autorzy nie mogli napisać tego, czego chcieli. Jeżeli czytamy dzisiaj tę literaturę, to musimy mieć odpowiednią wiedzę na temat PRL-u, żeby móc zidentyfikować obszary, które poddawano zniekształceniom albo przemilczano.