Rosyjska dezinformacja w natarciu. Po zamachu na premiera Słowacji w internecie krążą fałszywe lub niepotwierdzone informacje. Wiele z nich nawiązuje do znanych narracji rosyjskiej propagandy. Przed czerwcowymi wyborami do Parlamentu Europejskiego pojawia się coraz więcej podobnych treści. Podpowiadamy, jak je rozpoznać i nie dać się zmanipulować. Słowacja nie wprowadzi stanu wyjątkowego po zamachu na premiera Roberta Ficę - poinformował 16 maja wicepremier i minister obrony tego kraju Robert Kaliniak. – Nie chcemy iść drogą restrykcji i ograniczeń, ale chcemy spróbować uspokoić nastroje w społeczeństwie – powiedział Kaliniak.Komentatorzy obawiają się, że zamach pogłębi podziały na Słowacji. Bezpośrednio po zdarzeniu politycy koalicji zaogniali nastroje, a przeciwników politycznych obarczali odpowiedzialnością za atak. 71-letniemu Jurajowi Cintuli, który strzelał do Ficy, grozi do 25 lat więzienia. Policji powiedział, że zaatakował premiera, bo nie zgadza się z polityką obecnego rządu.Kim był zamachowiec, a kim jego żona? Skrajne emocje w sieciPo zamachu w mediach społecznościowych pojawia się mnóstwo niepotwierdzonych teorii. Niektóre z nich są zbieżne z narracjami rosyjskiej propagandy. „Zamachowcem był Ukrainiec?” - pytał 15 maja w serwisie X prezes partii KORWiN Janusz Korwin-Mikke (pisownia postów oryginalna). „Żona zamachowca, który strzelał do premiera Słowacji Roberta #Fico, została aresztowana. To pochodząca z Ukrainy aktywistka środowisk #Majdan” – wpis takiej treści pojawił się na koncie aktywisty Krystiana Jachacego. Został już usunięty.Do sieci trafiły również przekazy obciążające odpowiedzialnością za zamach Stany Zjednoczone i szerzej - Zachód. „Wszyscy mówią, że zrobili to Amerykanie” – czytamy w opublikowanym 15 maja w X komentarzu internauty regularnie rozsyłającego prorosyjskie treści.W rzeczywistości nie ma żadnych pewnych informacji dotyczących związków zamachowca z Ukrainą czy z amerykańskimi organizacjami. Nie ma również żadnych informacji o takich związkach jego żony. Doniesień tych nie ma w żadnych oficjalnych źródłach ani w wiarygodnych mediach.Te same przekazy można za to znaleźć na kontach regularnie rozsyłających rosyjską propagandę. Rozsyłanie tych treści może być próbą wywołania podziałów i niepokojów, a także niechęci wobec Ukrainy w czasie wojny tego kraju z Rosją.Ekspert o zrzucaniu winy za zamach na Ukraińców i Stany Zjednoczone„Aparat #Rosja #dezinformacja działa już na pełnych obrotach wspierany przez środowiska zaangażowane w szerzenie przekazu zbieżnego z rosyjską propagandą” – komentował 15 maja w serwisie X dr Michał Marek z Uniwersytetu Jagiellońskiego, założyciel Centrum Badań nad Współczesnym Środowiskiem Bezpieczeństwa.Dr Marek zwraca uwagę na wypowiedzi Margarity Simonjan, redaktorki naczelnej kremlowskiej telewizji RT i czołowej propagandystki Rosji. Simonjan przekonywała, że zamach był reakcją na prorosyjskie poglądy. W polskiej przestrzeni medialnej wina zrzucana jest za to na Amerykanów i Ukraińców.„Zarówno strona rosyjska i białoruska, jak i nasi rodzimi dezinformatorzy, którzy z różnych powodów decydują się na manipulowanie opinią publiczną, wyjątkowo często emitują przekazy odwołujące się do teorii spiskowych oraz do stymulowania emocji wokół tematów polaryzujących opinię publiczną” – pisze dr Marek w analizie dla tvp.info. Zachęca, by podchodzić z rezerwą do kontrowersyjnych przekazów. Szczególnie jeśli źródłem jest nieznany nam autor lub anonimowe konto w mediach społecznościowych.Komisja Europejska: więcej dezinformacji o rządzie, mniej o wojnie w UkrainieZ raportu przygotowanego przez wiceprzewodniczącą Komisji Vierę Jourovą i udostępnionego Polskiej Agencji Prasowej wynika, że głównym tematem dezinformacji rozpowszechnianej w ostatnich miesiącach w Polsce były wybory parlamentarne, negocjacje powyborcze oraz wybory do Parlamentu Europejskiego. Spadł za to poziom dezinformacji na temat wojny w Ukrainie.Według Jourovej, przed zaplanowanymi na 6-9 czerwca wyborami widać wręcz intensyfikację rosyjskich kampanii dezinformacyjnych. "Rosja ma specjalną strategię dla każdego państwa członkowskiego. Inwestuje zwłaszcza w te państwa, gdzie wie, że łatwo wpłynie na duże grupy odbiorców" - oceniła w raporcie wiceszefowa KE. Jak dodała, niebezpieczne są zwłaszcza tzw. deep fakes, czyli treści, np. nagrania audio lub wideo, głęboko zmanipulowane przez sztuczną inteligencję.W Polsce najpopularniejsze przekazy dezinformacyjne koncentrują się wokół tego, jak bardzo wybory do PE zostaną zmanipulowane przez rozmaite grupy polityczne. Polaków straszy się m.in. tym, że Unia wprowadzi zakaz ogrzewania gazem i węglem, oraz tym, że Polska zostanie wciągnięta w wojnę Rosji z Ukrainą. Często stosowaną narracją jest też ta, że Unia chce stać się „totalitarnym supermocarstwem”, i ta, że unijni politycy specjalnie rozsiewają nieprawdziwe informacje o tym, że rolnictwo przyczynia się do globalnego ocieplenia.Jak podaje KE, od stycznia do kwietnia tego roku najczęściej rozpowszechnianymi w polskiej przestrzeni publicznej manipulacjami były te, że: Zielony Ład zakaże hodowania warzyw, Unia zakaże papieru toaletowego (takie informacje krążyły zwłaszcza po Facebooku i TikToku), a dyrektywa budynkowa doprowadzi do wywłaszczenia właścicieli. Jednocześnie wśród Polaków panuje przekonanie, że wybory europejskie zostaną zmanipulowane, jeśli nie przez Rosję, to przez Niemcy. Podobnie jak w innych krajach członkowskich także w Polsce jest rozpowszechniana dezinformacja dotycząca migracji, a zwłaszcza tego, że nowe przepisy migracyjne i azylowe zmuszą Polskę do przyjmowania migrantów z Niemiec.„Polska prze do wojny” i inne tezy rosyjskiej propagandyAby skuteczniej rozpoznawać dezinformację, warto śledzić portale fact-checkingowe i zajmujące się ujawnianiem dezinformacji. Najważniejsze fałszywe narracje regularnie powracają. W analizie dla tvp.info dr Michał Marek wyróżnia dominujące teraz w polskiej przestrzeni medialnej narracje wspierające realizację celów Kremla:Teza o popychaniu Polski w stronę wojny przez prozachodnie elity polityczne, które rzekomo są marionetkami USA.Przekazy o potrzebie zmuszenia Ukrainy do kapitulacji, co rzekomo zapewni Europie trwały pokój.Narracje kreujące polityków promujących szczepienia w dobie COVID-19 na „zamordystów” i „morderców Polaków”. „Niestety kolejny raz widzimy, jak środowiska de facto prorosyjskie promują tezy podważające sens szczepień, manipulując kwestiami dot. pandemii COVID-19” - komentuje dr Marek.Ekspert zauważa, że zarówno w przekazach deprecjonujących wizerunek Ukrainy, NATO i USA, jak i w przekazie dotyczącym pandemii COVID-19 wspólny mianownik jest jeden – pozycjonowanie prozachodnich i proukraińskich sił politycznych na zdrajców Polski. Na tym tle rzekomych promowane są środowiska rzekomo prawdziwie patriotyczne, które popularyzują tezy zgodne z interesem Kremla – np. przekaz o popychaniu Polski w wojnę z Rosją, o rzekomej ukrainizacji Polski czy o spiskach WHO, masonów, Żydów, globalistów.Jak weryfikować informacje w sieciZaskakujące lub sensacyjnie brzmiące doniesienia dotyczące ważnych wydarzeń czy znanych polityków powinny skłaniać nas do dodatkowej weryfikacji:Czy informację podaje godne zaufania źródło: strona internetowa instytucji państwowej, placówki badawczej, uznana agencja prasowa, wiarygodny portal informacyjny, rozgłośnia radiowa, telewizja?Czy informacja odnosi się do konkretnych faktów i zdarzeń? Jeśli dominują w niej oceny lub treści o charakterze publicystycznym, ma ona mniejszą wiarygodność.Czy informacja jest przekazywana poprawnym językiem polskim? Błędy ortograficzne, gramatyczne czy zapożyczenia z innych języków zmniejszają wiarygodność informacji. Mogą być przesłanką, że została ona przetłumaczona maszynowo.Czy informację podaje więcej niż jedno wiarygodne źródło.Czy rozsyłana informacja na pewno dotyczy aktualnych wydarzeń? Czy dołączane do niej zdjęcia i materiały wideo przedstawiają niedawne wydarzenia? To, czy dane zdjęcie było wcześniej wykorzystywane można łatwo ustalić, korzystając z wyszukiwarek obrazów. W wyszukiwarce Google Grafika wystarczy kliknąć ikonę aparatu “wyszukiwanie obrazem”. Interesujące nas zdjęcie można przeciągnąć we wskazane miejsce albo przesłać je z dysku twardego.– Jeśli gdzieś jest za dużo negatywnych emocji, należy na to zdecydowanie zwrócić uwagę i nie dać się złapać na ten „haczyk” – mówił w kwietniu Daniel Rząsa, odpowiedzialny za Google News Lab w środkowej i centralnej Europie w rozmowie z portalem tvp.info. Dopytywany, jak zwykła osoba, nieposiadająca głębszej wiedzy informatycznej, może rozpoznać takie zagrożenia, podkreśla, że „walka z dezinformacją nie ma nic wspólnego z edukacją informatyczną, żadną techniczną wiedzą”. – Trzeba krytycznie patrzeć na źródła, to znaczy sprawdzać, czy ktoś, kto nam podaje informacje, jest wiarygodny – podkreślał Rząsa. – Musimy pamiętać o tym, że internet zdemokratyzował informację i sprawił, że wolność słowa jest większa. Ale jednocześnie niesie to ze sobą zagrożenia, bo każdy w internecie może powiedzieć wszystko. Musimy uważać na źródła, być czujni, być nade wszystko krytyczni, co nie ma nic wspólnego z wiedzą techniczną, lecz tym, jak odbieramy, jak czytamy i jak stawiamy pytania – zaznaczył Rząsa.