Jechał przez cieszącą się złą sławą dzielnicę Kapsztadu. Turysta z USA został postrzelony w twarz i okradziony po tym, gdy Mapy Google pokierowały go przez cieszącą się złą sławą dzielnicę Kapsztadu. Teraz zapowiada pozwanie platformy do sądu. To już kolejny taki przypadek. Pochodzący z Connecticut 55-letni Walter Fischel po wylądowaniu w RPA wynajął na lotnisku w Kapsztadzie samochód i wpisał w Mapy Google cel swojej podróży – Simon's Town nad zatoką False Bay.Najprostszym rozwiązaniem był wjazd na połączoną z lotniskiem autostradę, która łączy się z główną arterią tego południowoafrykańskiego miasta; ta bezpośrednio doprowadziłaby go do celu. Całość trasy powinna zająć nieco ponad godzinę.CZYTAJ TAKŻE: Ceneo wygrywa z Google. Poszło o wyniki wyszukiwaniaZainstalowany w samochodzie system nawigacji kazał jednak turyście przejechać na drugą stronę autostrady i poprowadził go przez leżącą na południe od lotniska dzielnicę Nyanga.Nyanga to klasyczne afrykańskie slumsy; tysiące bud skleconych z blach, opon i desek. Od momentu założenia w 1946 r. jest to najbiedniejsza i najbardziej niebezpieczna dla białych turystów część aglomeracji. Fischel, gdy tylko wjechał w ciasną plątaninę uliczek, został zatrzymany i zaatakowany przez napastników. Postrzelono go w twarz i obrabowano ze wszystkiego, co miał przy sobie.Kolejny taki atakAmerykanin nie jest jedyną osobą, która za swoje cierpienia chce pozwać Mapy Google. We wtorek Jason i Katharine Zoladz z Los Angeles również pozwali giganta technologicznego po tym, jak na początku roku zostali zaatakowani niemal w tym samym miejscu, co Fischel.Scenariusz w ich przypadku był identyczny; nawigacja w wypożyczonym na lotnisku samochodzie zamiast na autostradę skierowała ich do Nyanga. Gdy zatrzymali samochód na czerwonym świetle, „jeden z bandytów rzucił kostką brukową przez okno po stronie kierowcy, łamiąc dolną szczękę Jasona Zoladza na kilka kawałków, przecinając jego skórę i mięśnie do kości i pozbawiając go przytomności” – napisano w policyjnym raporcie.Według policji napastnicy wyciągnęli parę z samochodu, oddali kilka strzałów i ukradli gotówkę, karty kredytowe i telefony komórkowe.CZYTAJ TAKŻE: Jak bronić się przed dezinformacją? Ekspert Google wyjaśniaKatharine Zoladz, która jest dyrektorem regionalnym biura amerykańskiej Komisji Papierów Wartościowych i Giełd w Los Angeles, stwierdziła, że nie zostawi sprawy bez ukarania winnych. Winnych, jak podkreśliła, nie tylko rabunku, ale i błędnego pilotowania.Wytaczając sprawę Google, oskarżyła platformę, że skierowała ją do dzielnicy, która od dawna znana jest jako miejsce licznych brutalnych ataków na turystów, dokonywanych przez uzbrojonych bandytów. W pozwie poinformowano, że Google był świadomy tego stanu, bo wielokrotnie otrzymywał ostrzeżenia w tej sprawie od amerykańskich i lokalnych urzędników.– Traktujemy bezpieczeństwo kierowców bardzo poważnie i obecnie analizujemy pozew – skomentował sprawę rzecznik Google w rozmowie z „New York Post”.