Odwiedziliśmy skażony 38 lat temu teren wokół reaktora jądrowego. Świat po 26 kwietnia 1986 roku już nigdy nie będzie taki sam. Katastrofa w Czarnobylu nadal oddziałuje na psychikę europejskich społeczeństw. Temat wraca przede wszystkim w trakcie rocznicy wybuchu. Czy nadal mamy się czego obawiać? Odwiedziliśmy skażony przed laty teren. Oddajemy też głos ekspertom. Cisza. Słowo, które w dobry sposób opisuje to, co dzieje się w okolicach Sarkofagu Elektrowni Jądrowej w Czarnobylu. W oczach turystów widać niepewność. Nie ma głośnych rozmów. Słychać głównie szept. W głowach kotłują się myśli na temat promieniotwórczości i wojny nuklearnej. Niektórzy wierzą, że założenie maseczki i rękawiczek uchroni ich przed najgorszym. Bzdura. Osoby oprowadzające wycieczki i ci, którzy mieszkają tam na co dzień tylko uśmiechają się pod nosem.Wrażenie robią radioaktywne pozostałości w ruinach oraz „chwytak ratujący świat”. Poziom promieniowania w jego wnętrzu wynosi około 500 μSv/h (mikrosiwertów na godzinę). W jednym z punktów można zobaczyć wartości dochodzące do 8000 μSv/h (czyli 8 mSv/h). Próbując zbliżyć się do niego na kilka centymetrów słychać głośne: „Robisz to na własną odpowiedzialność”. Pozostaje pytanie czy to podkręcanie atmosfery, czy realna groźba.Niepotrzebna panika– Temat jest... przeżuty. Skażenie radioaktywne występuje wszędzie. Niektórzy nadal podtrzymują niezrozumiałą dla mnie histerię. Było to gigantyczne, polityczne wydarzenie. W dużej mierze przyczyniło się do załamania Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Z katastrofy wywołanej przez ludzi zrobiono ogromne zamieszanie. Jedynym powodem, by na nowo poruszać tę kwestię jest rocznica wybuchu – mówi nam profesor Łukasz Turski, specjalista w zakresie fizyki materii skondensowanej i mechaniki statystycznej.Przez lata w umysłach ludzi narastała niepewność związana z konsekwencjami przyjmowania promieniowania jonizującego. W tym momencie trudno wyobrazić sobie sytuację, w której młodzież eksperymentuje w szczelnie zamkniętych pomieszczeniach w gmachach uniwersytetów. W poprzednim stuleciu tak wyglądała „normalność”. – Na studiach robiłem doświadczenia z materiałami radioaktywnymi. I co? Jeśli mam problemy zdrowotne to na pewno nie z tego powodu. Jak to wygląda teraz? Nie ma szans na dopuszczenie studentów do takich działań – kontynuuje profesor.Według Turskiego i Jana Jakuba Tatarkiewicza pod samą Warszawą znajduje się... 5,4 miliona ton uranu (pierwiastka, który jest szkodliwy dla ludzi i środowiska – przyp. red.). „Ziemia eroduje z szybkością około 0,05 mm/rok – oznacza to, że w ciągu dwunastu miesięcy tylko z powodu erozji około 270 kilogramów uranu pojawia się na powierzchni ulic stolicy. Jest to zasadnicza składowa tak zwanego naturalnego tła promieniotwórczego” – czytamy w ich tekście pt. „Co się stanie gdy zjemy 1 mCi plutonu? Fizycy z PAN szacują ryzyko elektrowni atomowej”, opublikowanym w serwisie „Gazety Wyborczej”.„Bełkot na temat szkodliwości energetyki jądrowej powraca jak bumerang”Skala przekazywanych informacji na temat wybuchu w Ukrainie przerosła najśmielsze oczekiwania naukowców. W XXI wieku nie da się zapanować nad masą niepotwierdzonych materiałów i fake newsów. To napędza spiralę, która ogłupia społeczeństwo. – Jestem głęboko przekonany – chociaż w sądzie nie miałbym dowodów – że podjudzanie histerii jest finansowane przez antynuklearny ruch. Jestem przekonany, iż Federalna Służba Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej maczała w tym palce. W latach 60. w USA budowało się elektrownie atomowe niemal jedną na miesiąc.Gdyby Europejczycy postąpili podobnie, nie mielibyśmy żadnego kłopotu z dostawami energii. Nastąpiłby niebywały rozwój cywilizacyjny z czystym środowiskiem. Powoli zaczynamy dochodzić do wniosku, iż należy je budować. Niestety, bełkot na temat szkodliwości energetyki jądrowej powraca jak bumerang. Sami wpuściliśmy się w maliny. Niektórzy wyciągnęli wnioski z wydarzeń z poprzednich lat. Dobrze byłoby nie ugiąć się presji i w końcu zacząć budować elektrownię w Polsce. Problemem jest jednak fakt, iż w naszym kraju brakuje wykwalifikowanych osób. Następne lata należy poświęcić na szkolenie i kształcenie specjalistów. Za 5-10 lat będzie za późno – dodaje profesor Turski.Wybieganie w przyszłość i nerwowe rozmyślania nie pomagają w zachowaniu trzeźwości umysłu. Coraz więcej osób skarży się na ataki lęku, które rozregulowują organizm. Zjawisko strachu stało się nieodłącznym elementem egzystencji Europejczyków. Czy nieracjonalne obawy przed ewentualnymi kolejnymi katastrofami mają jakikolwiek sens?Oddajmy głos kolejnemu ekspertowi.***Filip Kołodziejski: Czy wydarzenia z 1986 roku w większości z nas nadal budzą lęk?Marcin Zaremba, profesor Uniwersytetu Warszawskiego, badacz dziejów najnowszej historii Polski: Badałem paniki wojenne w Polsce od 1945 roku. Jeszcze zanim zakończyła się druga wojna światowa. Skupiałem się również na wkroczeniu Armii Czerwonej do Afganistanu na przełomie 1979 i 1980 roku. Tego typu traumy pozostają z nami na dłużej. Dla mojego pokolenia Czarnobyl był wydarzeniem ważnym. Nie chodzi tylko o to, że nie znaliśmy konsekwencji tego, co się dzieje. Ludzie w strachu zaklejali okna, wykupowali żywność ze sklepów. Form paniki było wiele. W tamtym czasie na terenach Ukrainy i Rosji można było zaobserwować wzrost aborcji. Poczucie, iż atom jest niebezpieczny pozostało z nami na wiele lat. Polacy doskonale o tym pamiętają. Można było odczuć wzmocnienie niezależnego ugrupowania „Ruch Wolność i Pokój”. Zmieniło się myślenie o środowisku naturalnym, jego skażeniu i zanieczyszczeniu. To wszystko jest pokłosiem wybuchu w Czarnobylu. Te wspomnienia zostaną w nas na długi czas. Tym bardziej, że pojawiła się nowa produkcja „Fallout”, która mówi o konsekwencjach wojny jądrowej.Coraz częściej pojawiają się informacje, że Rosjanie mieliby zaatakować strefę wykluczenia wokół elektrowni. Takie zastraszania mogą oddziaływać na psychikę Europejczyków?Nie mam żadnych badań, które by to potwierdzały. To bardziej hipoteza i domysł, niż oparcie na danych. Stawiam jednak dolara na orzecha, że poziom lęku przed skażeniem, wojną jądrową czy wybuchem poważnego konfliktu międzynarodowego, wyraźnie wzrósł. Nie mam żadnych wątpliwości. Są coraz mocniejsze przesłanki, by tak było. To nie jest zwyczajna panika wywołana plotką. Co jakiś czas jesteśmy bombardowani przez kremlowską propagandę informacjami na temat zapasów broni jądrowej na terytorium Rosji. Wmawiają, iż mają więcej bomb niż USA. Powtarzają, że zawsze są gotowi ich użyć. To działa na psychikę. Nastroje społeczne i emocje są pogorszone. Coraz częściej mówi się o mieszkaniach ze schronami. Nie zdziwię się, jeśli w polskim społeczeństwie wzrośnie zapotrzebowanie na schrony w miejscu zamieszkania. Nie zmienia to jednak faktu, że nadal mówimy o lęku. Nie strachu i panice.Czy Polacy są bardziej oswojeni z tematem promieniowania, skażenia i wojen jądrowych po 1986 roku?W tamtym momencie w szkołach średnich i technikach przechodzono specjalne szkolenia – przysposobienie obronne. Wiadomo było, co należy zrobić, gdy nastąpi wybuch. Wielu uczniów przyjmowało te rady z lekceważącym podejściem. Nie traktowaliśmy tego poważnie, gdy trwał stan wojenny, a w domach brakowało papieru toaletowego. Skąd wtedy mielibyśmy wziąć baterie i latarki, skoro nie było chusteczek higienicznych czy podpasek. To była abstrakcyjna wizja. Nie zdziwiłbym się jednak, że gdyby przeprowadzić dokładne badania na osobach funkcjonujących w tamtych latach, a wiedza na temat ewentualnej wojny atomowej i radzenia sobie w trudnych momentach byłaby duża. Dodatkowo, w styczniu 1984 roku pojawił się w polskiej telewizji film pod tytułem „Nazajutrz”. Opisywał to samo, co dzieje się w „Fallout”, chociaż w „The Day After” wszyscy umierali. Nie było ratunku.W zmianie postrzegania Czarnobyla wiele zmienił serial wyprodukowany przez HBO.Przez pewien czas było to miejsce coraz częściej odwiedzane przez turystów. Teraz jest to niemożliwe przez trwający konflikt na linii Rosja-Ukraina. Nie wiadomo, czy w tym momencie można by było przebywać tam przez dłuższy czas.Według najnowszych informacji rozpoczęcie budowy pierwszego reaktora jądrowego w Polsce ma nastąpić w 2026 roku. Jego uruchomienie zaplanowano w 2033. Natomiast oddanie do eksploatacji ostatniego reaktora w drugiej elektrowni ma się odbyć w 2043 roku. To warunek konieczny, by świat nam nie uciekł?Odpowiem na to pytanie jako obywatel, nie ekspert od energetyki jądrowej. Nie ma innego wyjścia. To konieczność. Technologia jądrowa ma tak dobre systemy bezpieczeństwa, że nie stanowi zagrożenia. Pozostaje pytanie o koszty. To wyjątkowo droga inwestycja.Ta inwestycja ułatwiłaby nam życie?Miałaby wiele aspektów. Technologiczny i modernizacyjny na pewno. Zaangażowanych byłoby wiele kadr budowniczych. Dodatkowo, działaliby fizycy jądrowi i inni specjaliści z tematyki energetyki. To bodziec inwestycyjny. Wcześniej było tak z budową kolei i fabryk samochodowych na wielką skalę. Ważna jest też kwestia energetyczna. Złoża węgla powoli się wyczerpują. Nasi sąsiedzi korzystają już z energetyki jądrowej. Warto do tego dążyć. U niektórych podbiłoby to „dumę narodową”, że w Polsce też są takie obiekty. Budowa reaktorów w naszym kraju to krok w słuszną stronę.***Jeszcze przed atakiem Rosji na Ukrainę Czarnobyl był miejscem, które widniało na liście „do odhaczenia” u wielu podróżników. Nie inaczej u autora tekstu. Wjeżdżając do Zony można było poczuć się jak królik doświadczalny. Najpierw wypełniano ankietę, gdzie należało podać dane dotyczące podstawowych parametrów ciała (waga, wzrost). Następnie każdy z uczestników wyprawy otrzymywał „pager”, który należało zawiesić na szyi. Po powrocie wszyscy otrzymywali uśredniony wynik przyjętego promieniowania. Dawka, którą „otrzymał" każdy z podróżników przez 6 godzin przebywania w okolicach reaktora wyniosła 0,05 mSv. Oczywiście, można w to wierzyć, bądź nie. Dla porównania dwugodzinny lot samolotem dostarcza do organizmu 2 mSv.Kolejne teorie spiskoweNajwiększe promieniowanie, wbrew pozorom, nie występuje przy samym Sarkofagu. Wiatry przerzuciły ogromną ilość promieniowania w okolicach Czerwonego/Rudego Lasu. Dozymetry w tamtym miejscu szaleją. Kiedy w centrum Prypeci pokazują wartości od 0,20 do 2,3 mSv, po wyjeździe z miasta wskaźniki nagle przekraczają 27. Przebywanie dłużej poza pojazdem to igranie z losem.Do „promocji” Czarnobyla przyczyniła się produkcja HBO, która ujrzała światło dzienne w 2019 roku. Na miejscu nie brakuje bezmyślnych i nieodpowiedzialnych zachowań, o których opowiada nam jeden z dziennikarzy i eksploratorów tych rejonów.– Do budynków w Czarnobylu i Prypeci po prostu nie wolno wchodzić. Jeśli policja przyłapie tam kogoś, to trzeba się „wykupić”. Piwnice są zalane. Woda sięga powyżej kolan. Trzeba mieć wodery. Mało kto będzie taszczył je w plecakach. Zdarza się, że organizatorzy wypraw mają je na stanie i się dzielą. Przed wyprawą należy się dogadać ze służbami oraz ustalić szczegóły wyprawy. Kilka razy byłem w tych miejscach. Schodziliśmy w cztery osoby. Korytarze są wąskie. Co chwile słychać zgrzyty, pluski, przeciągi. Migają światła. To dodaje kolorytu. Robi wrażenie. Są też teorie spiskowe o schowanych laboratoriach, gdzie przetwarzano paliwo jądrowe dla wojska. To oczywiście bajki. Mimo to atmosfera nakręca do jeszcze bardziej wnikliwego przeszukiwania terenu – przekazuje Dominik Wójcik.Na opuszczonych terenach nadal przebywają osoby nazywane „samosiołami”. Ich liczba ciągle się zmienia. Trudno stwierdzić, jak prezentuje się sytuacja po rozpoczęciu konfliktu zbrojnego. – Niektórzy, ze względu na stan zdrowia, są zabierani stamtąd przez rodziny mieszkające w innych częściach Ukrainy. Inni po prostu dokonują tam żywota. Na chwilę przed rozpoczęciem wojny było ich około 40. To starsze osoby. Co ciekawe, prawie każdy przewodnik ma "swojego" samosioła, którego regularnie odwiedza. Oni bardzo lubią wizyty. Są samotni. Lubią rozmawiać. Nie można ich jednak traktować jak atrakcję turystyczną. Jedzie się tam, by ich wesprzeć. Można narąbać drewna, pomóc przy chacie i zawieźć pożywienie. Przecież żyją tam w trudnych warunkach – dodaje Wójcik. Wręcz przerażająco trudnych...***Wybuch w reaktorze dał nauczkę milionom osób we Wschodniej i Środkowo-Wschodniej Europie. Konsekwencje przyjmowania promieniowania często ujawniają się po długim czasie. Na przykład w latach 20. XXI wieku choroba Hashimoto, czyli autoimmunologiczne przewlekłe zapalenie tarczycy, jest bardzo częsta wśród młodych osób, które wtedy były narażone na promieniowanie.Na szczęście, nie zdarzają się już choroby skóry i układu oddechowego, które wcześniej występowały na dużą skalę. – Po wybuchu w reaktorze ważną kwestią w organizmach ludzi były guzki tarczycy. U dzieci ich wcześniej nie było, natomiast gdy zbadaliśmy je po Czarnobylu, to ich obecność wzrosła od 10 do nawet 40 procent. Z kolei u dorosłych dziesięciokrotnie była większa liczba nowotworów tarczycy. Tu jednak trzeba podkreślić, że bardzo wzrosła diagnostyka i można znacznie łatwiej je rozpoznać. A ponieważ rak tarczycy rozwija się bardzo wolno, trudno jednoznacznie powiedzieć, że to skutek Czarnobyla – przekazała pani profesor Ida Kinalska w 2006 roku.Po upływie osiemnastu lat wieloletnia wykładowczyni Akademii Medycznej w Białymstoku, 91-letnia endokrynolog mówi nam: – Ten temat jest naprawdę trudny i znów wraca. Wiele już powiedziałam w poprzednich latach. Nie mam ochoty na więcej. To obciążające wspomnienia i cierpienie masy ludzi.Oby podobne tragedie już nigdy nie nawiedzały naszego społeczeństwa. Niech idealnym podsumowaniem skali tragedii, która miała miejsce 26 kwietnia 1986 roku będą słowa z książki Swietłany Aleksiejewicz pt. „Czarnobylska modlitwa”.„Dlaczego zaczęłam fotografować? Bo nie znajdowałam słów. Tam życie minęło. Na drugie nie ma już siły”.