– Wydawało się, że już nie może być gorzej – mówi portalowi tvp.info Aliaksei Shota. Kiedy wydaje się, że ta ziemia – mam na myśli białoruskie media, które kiedyś istniały – jest zupełnie wyjałowiona, reżim z jakiegoś powodu chce jeszcze szukać ostatnich niedobitków i niszczyć. W obecnej chwili praca dziennikarska na Białorusi jest właściwie niemożliwa – mówi w rozmowie z portalem tvp.info białoruski dziennikarz Aliaksei Shota. Redaktor portalu hrodna.life zmuszony do opuszczenia kraju opowiada nam o swoim przyjacielu Andrzeju Poczobucie, życiu na wygnaniu i sytuacji białoruskich dziennikarzy. – Wydawało się, że już nie może być gorzej. Jednak co roku jest gorzej, a machina represji coraz bardziej się rozkręca – mówi portalowi tvp.info Aliaksei Shota, dziennikarz pracujący dla lokalnego portalu hrodna.life. Przyznaje, że „istnieją prywatne, niezależne portale apolityczne”. – Jeśli ktoś robi magazyn typu life style czy biznesowy to ma szansę przetrwać, ale musi być zero polityki. Dochodzi nawet do tego, że jakieś apolityczne portale białoruskie zakazują nam – uznanym za ekstremistów – wykorzystanie swoich informacji, linkowania do nich – wyjaśnił. – Po prostu się boją – dodał. „Nowa żelazna kurtyna”Shota podkreśla, że „pisanie o Białorusi jest bardzo trudne, jeśli nie jest się na Białorusi”. – Nasze materiały musimy robić dla odbiorców wewnątrz kraju, choć teraz jest ogromna ilość obywateli białoruskich poza granicami. W kraju zostało 9 milionów mieszkańców, ale jak do nich trafić, skoro strony internetowe są blokowane, nie można znaleźć naszej strony w Google, bo na Białorusi się nigdzie nie otwiera? Za subskrypcję w mediach społecznościowych można dostać 15 dni aresztu i konfiskatę telefonu komórkowego albo równowartość 500 zł mandatu – tylko za to, że ktoś obserwuje nasz Instagram – opowiadał. – Reżim stara się nas jak najbardziej odciąć od czytelników, ale wciąż ok. 30 proc. społeczeństwa białoruskiego korzysta z niezależnych źródeł informacji i wierzy im – zaznacza. Celem redakcji Aliakseia Shoty jest walka o osoby neutralne, nieprzekonane. – Jak to robić? Musimy cały czas wymyślać nowe sposoby. To przypomina zabawę w kotka i myszkę: reżim białoruski wprowadza techniczne ograniczenia, a my wymyślamy coś nowego. Potrzebujemy wsparcia od gigantów takich jak Meta, Google itd. Próbujemy z nimi pracować, ale przecież mają budżety większe niż cała Białoruś – wyjaśnia. Shota mówi nam o „nowej żelaznej kurtynie”. Jego zdaniem ludziom mieszkającym po jej zachodniej stronie trudno wytłumaczyć, jakie problemy są po drugiej stronie. „Poczobut siedzi absolutnie za nic”– Są dziennikarze na Białorusi, którzy próbują pracować dla niezależnych mediów w sposób partyzancki, ale czasami wpadają i trafiają do więzienia. To są dziennikarze, którzy są tam od lat jak Andrzej Poczobut – mój przyjaciel i współpracownik w mediach polonijnych. On był wzorem dla nas w Grodnie, a teraz siedzi absolutnie za nic. Wiemy z jakiego artykułu go skazano: „podżeganie do nienawiści na tle narodowościowym”. To jest ostatnia osoba, która robiłaby coś takiego! – podkreśla. Pytany czy Poczobut kiedykolwiek opuści więzienie, Shota zapewania, że „ma taką nadzieję”. – Kiedy? To już jest inne pytanie. Wiemy, że wiele razy mu proponowano, by napisał list do Łukaszenki, przyznał się do „swoich przestępstw”, których oczywiście nigdy nie popełnił, i prosił dyktatora o łaskę – wyjaśnia.– Wiadomo, że dla Łukaszenki byłoby lepiej go z tego więzienia wypuścić i niech siedzi w Warszawie, bo tam jest niegroźny; ale on nie pojedzie. On będzie siłą się rwał, by wrócić na Białoruś – mówi nasz rozmówca. Dziennikarz zaznacza, że „więzienia na Białorusi to jest tortura”. – Tam nie ma żadnej opieki lekarskiej, warunki są tragiczne. Ponad 30 osób związanych z mediami jest więźniami politycznymi, czasem są skazani na kilkanaście lat. Za pracę dziennikarską niektórych oskarżono o „zdradę ojczyzny” albo pod te ich procesy wymyślano jakieś kosmiczne paraggrafy – powiedział. Na wygnaniuPortal tvp.info zapytał białoruskiego dziennikarza o to, dlaczego jego redakcja musiała opuścić Białoruś. Jak jednak przyznaje: „Nie ma pojęcia”. – Jesteśmy lokalnym, regionalnym portalem. Piszemy o Grodnie i dla Grodna – kulturze, historii i krajoznawstwie czy lokalnym biznesie. W 2020 roku zgodnie z dziennikarskimi zasadami pisaliśmy o faktach. I to wystarczyło. Nas męczono bardzo długo. Najpierw uznano nasze kanały w Telegramie za ekstremistyczne, potem blokowano stronę, aż zlikwidowano naszą firmę, więc działaliśmy nielegalnie. Dopóki to było możliwe, pozostawaliśmy w Grodnie – zaznacza. – Gdy tylko KGB uznało naszą redakcję za organizację ekstremistyczną i ogłoszono to oficjalnie, wówczas zrozumieliśmy, że grozi nam sześć, może siedem lat więzienia. I wyjechaliśmy. To było też „miłe” ze strony KGB, że wbrew swojemu zwyczajowi nie wyłamali drzwi o 6 rano, lecz ogłosili to oficjalnie, dając nam możliwość wyjechania – powiedział. „Każdy kontakt jest niebezpieczny”Shota mówiąc o doświadczeniu wygnania z ojczyzny przyznaje, że nigdy nie planował opuścić Białorusi, choć w wieku 17 lat wyjechał na studia do Krakowa. – Ale potem wróciłem do domu. Mogłem mieszkać w Polsce, mieć polskie obywatelstwo i tutaj robić karierę, ale chciałem służyć swojemu krajowi. To było dla mnie bardzo ważne – podkreślił.– Na Białorusi mówi się: „gdzie się urodziłeś, tam się przydasz”. Kocham swoją małą ojczyznę i dlatego zawsze pracowałem w tym lokalnym medium. Nie interesowała mnie kariera w telewizji czy dużych stacjach, ale bycie blisko ludzi, na poziomie lokalnym – opowiada.– Jak musisz podjąć decyzję na lata, która zmienia twoje życie – nie z własnej woli, lecz z przymusu – to jest to bardzo bolesne. Została tam moja rodzina, przyjaciele i znajomi. Teraz samo przekroczenie granicy stało się logistycznie bardzo trudne. Kiedyś można było z Grodna do Kuźnicy przejechać w dwie godziny, a teraz tę odległość (70 kilometrów) pokonuje się w 24 godziny. Komunikacja z bliskimi jest bardzo utrudniona – dodał. Białorusini sami szkolą się z cyberbezpieczeństwaNie ze wszystkimi bliskimi kontaktuje się nawet przez komunikatory czy telefon, bo ma uczucie, że naraża te osoby na problemy. – Każdy kontakt jest niebezpieczny dla ludzi w kraju. Bezpieczne korzystanie z internetu, bezpieczne kanały komunikacji teraz odgrywają szalenie ważną rolę. Myślę, że wkrótce będziemy największymi specjalistami na świecie pod względem bezpieczeństwa cyfrowego, ale – tak na poważnie – sytuacja wymaga od nas tego, żebyśmy się tego uczyli – podkreślił. Rozmowa odbyła się w trakcie organizowanej przez Google i YouTube i partnerów konferencji Fighting Misinformation Online w Warszawie, która zgromadziła dziennikarzy, naukowców, polityków, wojskowych i przedstawicieli firm technologicznych z całej Europy Środkowo-Wschodniej.