Najwyższa kara dla ratownika TOPR-u. Ratownik został wykluczony z szeregów TOPR, po tym jak zarzucono mu przywłaszczenie przedmiotów tragicznie zmarłej kobiety w Tatrach. Jeden z ratowników Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego poinformował w rozmowie z Tygodnikiem Podhalańskim, że „nikt nie chce pracować i dyżurować z oskarżonym”. Ratownik miał zarobić 200 złotych sprzedając znaleziony w miejscu tragedii czekan ofiary.Jak zmarła dziewczyna?Wypadek miał miejsce przy próbie wejścia na Kościelec. Para podczas zejścia ze szczytu spadła – dziewczyna zmarła. Chłopak przeżył, ale nie mógł zejść samodzielnie. Na miejsce wezwano ratowników Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.Ratownicy zabrali zwłoki dziewczyny. - Podczas upadku dziewczynie wypadł czekan. Ratownicy TOPR skupili się na ciele i pomocy drugiemu turyście, czekana nikt nie zabrał. Jeden z ratowników po miesiącu poszedł na miejsce tragedii. Znalazł czekan tragicznie zmarłej dziewczyny. Jednak nie oddał go ani do centrali TOPR, ani rodzinie ofiary. Rok później sprzedał ten czekan koleżance za 200 zł, okłamując ją przy tym, że czekan kupił w sklepie za 250 zł - podaje - podaje Tygodnik Podhalański powołując się na informatora.Jak sprawa wyszła na jaw? Jedna z koleżanek ofiary rozpoznała czekan. Poinformowała nową właścicielkę, że czekan należał do zmarłej dziewczyny. Ta odniosła go do siedziby TOPR.– W tej sprawie TOPR obraduje od trzech tygodni, nasz kolega został zawieszony, ale wygląda na to, że powróci do służby. Sprawa jest bulwersująca. Ratownik TOPR kradnie czekan osobie zmarłej, jako nowy sprzedaje koleżance, nikt nie powiadamia organów ścigania, TOPR zamiata sprawę pod dywan - stwierdza informator Tygodnika Podhalańskiego. Według Tygodnika Podhalańskiego, do wrzucenia jednak doszło. Decyzja o wyrzuceniu ratownika miała zostać podjęta jednomyślnie przez zarząd TOPR-u.Ratownik miał tłumaczyć się tym, że znalazł czekan na Kościelcu kilka tygodni po wypadku i nie miał pewności, że jest to czekan, który był używany przez osobę, która zginęła. Sam nie brał udziału w samych działaniach ratowniczych. Naczelnik TOPR–u zaznaczył, że „nie dał wiary tym wyjaśnieniom”. Tygodnik Podhalański zaznacza, że wykluczenie to najwyższa kara przewidziana statutem TOPR.