Większość łososia na europejskim rynku pochodzi z Polski. Parlament Europejski przyjął w czwartek projekt rozporządzenia delegowanego KE dotyczącego wymagań higienicznych dla niektórych produktów odzwierzęcych, w tym produktów rybołówstwa. Przepisy uderzą w polskie przetwórstwo rybne. W większości krajów europejskich gros oferowanego łososia pochodzi z Polski. Nowa regulacja wprowadza rygorystyczne normy polegające na ograniczeniu okresu tzw. „usztywniania” (stiffening) ryb - podmrożenia do temperatury od -4 do -7 stopni Celsjusza - do maksymalnie 96 godzin przed pokrojeniem w plastry. Jest to element procesu stosowanego przez firmy przetwarzające wędzonego łososia w Polsce. Przedstawiciele branży nie mają wątpliwości, że taki limit będzie miał istotny wpływ na sektor przetwórstwa rybnego w UE, w szczególności w Polsce, wpływając jednocześnie na konkurencyjność i faworyzując przetwórców z Francji, Hiszpanii i Włoch. Producenci z tych krajów również schładzają rybę, ale do temperatury -3 stopni C. Zmiany nie zostały poparte żadną ekspertyzą Europejskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA). Od 2018 r. na 114 przypadków zatruć listerią (bakteria, która może wystąpić m.in. w produktach rybnych) tylko 2 przypadki były związane z procesem „stiffeningu”. W większości krajów europejskich gros oferowanego łososia pochodzi z Polski. W Niemczech jest to 60 proc. Eksport łososia z Polski to około 2,5 mld euro rocznie, czyli 7 proc. całego eksportu spożywczego. Branża zatrudnia w Polsce kilkanaście tysięcy osób w regionach o dużym bezrobociu - w okolicach Słupska czy Lęborka. Są to głównie kobiety. Rozporządzenie wejdzie w życie po publikacji w Dzienniku Urzędowym UE w tym miesiącu. Na pomoc rybołówstwu rekreacyjnemu Tymczasem w Polsce trwają prace nad opracowaniem zasad pomocy państwa skierowanej do armatorów jachtów komercyjnych. Wiceminister infrastruktury Arkadiusz Marchewka stwierdził, że aby odpowiedzieć na potrzeby armatorów rybołówstwa rekreacyjnego kluczowe będą zmiany ustawowe. W czwartek sejmowa Komisja Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej rozpatrzyła informację na temat sytuacji armatorów rybołówstwa rekreacyjnego w związku z wejściem w życie 1 stycznia 2020 r. zakazu połowu dorsza we wschodniej części Morza Bałtyckiego. – Główny wniosek z tego pierwszego spotkania to konieczność przygotowania programu pomocowego umożliwiającego trwałe odejście od prowadzenia aktualnej działalności, szczególnie poprzez złomowanie jednostek ze względu na ich stan techniczny, który w wielu przypadkach jest nienajlepszy i nie daje możliwości przywrócenia jednostek do żeglugi – powiedział Marchewka podczas posiedzenia komisji. W marcu br. Ministerstwo Infrastruktury zwróciło się do Sztabu Kryzysowego Armatorów Rybołówstwa Rekreacyjnego oraz zainteresowanych podmiotów z prośbą o przekazanie informacji, które pomogą w ustaleniu liczby jednostek oraz ich wartości szacunkowej na dzień 1 stycznia 2020 r. Na podstawie otrzymanych informacji, liczbę jednostek oszacowano na 98, natomiast ich deklarowana wartość waha się od 200 tys. zł do 900 tys. zł za jeden jacht.