Przetrzymali Polkę na lotnisku przez kilka godzin, a potem deportowali. Aleksandra Bielakowska zajmująca się rzecznictwem w międzynarodowej organizacji Reporterzy Bez Granic (RSF) w Tajpej, została zatrzymana na lotnisku w Hongkongu, a po sześciu godzinach deportowana bez podania konkretnych przyczyn. Bielakowska miała dołączyć do dyrektora Biura Azji i Pacyfiku RSF Cedrica Alvianiego, aby wraz z innymi dziennikarzami monitorować przebieg procesu magnata medialnego Jimmy'ego Lai, założyciela niezależnej, krytycznej wobec komunistycznych władz w Pekinie gazety „Apple Daily”. Grozi mu dożywocie w związku z zarzutem „zagrażania bezpieczeństwu narodowemu” – poinformowała RSF w wydanym w środę oświadczeniu. W rozmowie z PAP Bielakowska wyjaśniła, że funkcjonariusze służb imigracyjnych nie podali przyczyn zatrzymania, tylko „przez bardzo długi czas przeglądali dokumenty, a następnie zadali podstawowe pytania dotyczące celu przyjazdu”. – Potem trzy razy mnie przeszukali, dwa razy moje rzeczy, raz mnie. Przenosili mnie z pokoju do pokoju. Trwało to w sumie sześć godzin – relacjonuje Bielakowska, była współpracowniczka PAP, obecnie zajmująca się rzecznictwem w międzynarodowej organizacji Reporterzy Bez Granic (RSF) w Tajpej. – Na sam koniec dali mi dokumenty do podpisania, powiedzieli, że mam być natychmiastowo deportowana. Na trzykrotnie zadane pytanie o powód, jeden (z funkcjonariuszy) powiedział: „imigracja” i od razu mnie odesłali do Tajpej – powiedziała Bielakowska. W oświadczeniu dyrektor ds. kampanii RSF Rebecca Vincent stwierdziła, że posunięcie to było „bezprecedensowe”, biorąc pod uwagę, że jej współpracowniczka „po prostu próbowała wykonywać swoją pracę”. „Nigdy nie doświadczyliśmy tak rażących wysiłków ze strony władz, aby uniknąć kontroli postępowania sądowego w jakimkolwiek kraju, co jeszcze bardziej podkreśla niedorzeczny charakter sprawy przeciwko Jimmy'emu Lai oraz tragiczną erozję wolności prasy i praworządności w Hongkongu” – oświadczyła Vincent. Władze Hongkongu boją się wolnych mediów Bielakowska przyznaje, że dotychczas nie uniemożliwiano jej pracy podczas poprzednich wizyt w Hongkongu. Jednak, kiedy w grudniu ub.r. przyjechała do Hongkongu na rozpoczęcie rozprawy Laia, w której brała udział jako jedna z niewielu osób spoza grona dyplomatów i rodziny, „wydawało się nam, że byliśmy śledzeni”. Środowe zatrzymanie pokazuje, „jak bardzo władze Hongkongu obawiają się pracowników organizacji pozarządowych i obrońców praw człowieka, którzy starają się informować o autorytarnym klimacie, jaki zapanował na terytorium, które niegdyś było bastionem wolności prasy” – cytuje Bielakowską RSF w oświadczeniu. Widoczny regres wolności mediów przybrał na sile od lipca 2020 roku, kiedy „Pekin przyjął ustawę o bezpieczeństwie narodowym mającą na celu uciszenie niezależnych opinii” – pisze RSF na swojej stronie. W następstwie zmian prawnych doszło do zamknięcia niezależnych redakcji, takich jak „Apple Daily”, „Stand News” czy stacji radiowych, a dziesiątki dziennikarzy trafiły do aresztu. Jeszcze w 2002 roku miasto zajmowało 18. pozycję w rankingu wolności prasy organizacji Reporterzy bez Granic, natomiast w roku ubiegłym — już 140; Chiny są na 179.