Krótka historia pewnego wywaru. Na Zachodzie zup „od A do Z” się raczej nie robi. W większości krajów kupowane są w puszkach, potem podgrzewane. Ale nie w Polsce. Tutaj to część tradycji. A jak „tradycja”, to i rosół. Najlepiej w niedzielę, po trudnym tygodniu, w rodzinnym gronie. Skąd się wziął na naszych stołach? Ze statystyk wynika, że przeciętny Polak potrafi wchłonąć rocznie ponad 100 litrów wszelkiego rodzaju zup. No bo jak pierwsze danie, to pomidorowa, ogórkowa, jarzynowa czy kapuśniak. Albo rosół. Gotowane mięso, kości, warzywa, zioła… Każda ceniąca się pani domu (ale panowie też!) wie, jak przygotować to małe dzieło sztuki. Potrawę samą w sobie, choć to przecież tylko bulion z makaronem, którego w wielu krajach nikt nie zakwalifikowałby jako samoistnego dania. Ale nie w Polsce. Tutaj ma status niemal kultowy.Pierwsze wzmianki na temat rosołu pochodzić mają nawet z czasów przed naszą erą, a coś na kształt zupy, którą znamy dziś, mogli przygotowywać nawet starożytni Grecy czy Rzymianie. „Pożywny bulion mięsny”, bo tak go traktowano, w średniowieczu podbijał Europę: zarówno ze względu na swój smak, jak i właściwości lecznicze. Żelazo, potas, wapń, magnes, beta-karoten, witamina E – któż pogardziłby taką gamą?Na pewno nie Polacy. O rosole pisało się już w pierwszej nadwiślańskiej książce kucharskiej o wdzięcznej nazwie „Compendium ferculorum, albo zebranie potraw”, wydanej w 1682 roku w Krakowie, a napisanej przez Stanisława Czernieckiego. Składała się z trzech części, a każda z nich, oprócz stu głównych przepisów, zawierała też tzw. additament (uzupełnienie), na który składało się po dziesięć kolejnych receptur, dotyczących dodatków do opisywanych wcześniej potraw. Zwieńczeniem każdego rozdziału był tzw. sekret kuchmistrzowski. W pierwszym autor podawał 100 sposobów na przyrządzenie potraw mięsnych, a jako pierwszy znalazł się ,,Rosół polski”, nieuznawany jeszcze wówczas za zupę, lecz potrawę mięsną. Rosół na siedemnaście sposobówPodstawą barokowego rosołu Czernieckiego były „zwierzyny wszystkie”, czyli „materyja mięśna wołowa lub cielęca”, ew. ptactwo: jarząbek, kuropatwa, gołąb. Po wymoczeniu i ułożeniu mięsa w garze należało je ociągnąć, czyli podgotować „tak, by się ścięło”. Do zupy Czerniecki dodawał pietruszkę i koper. By pozbyć się „smrodu wiatru lub wody” – również czosnek bądź cebulę. W takim rosole, zgodnie z ówczesną modą kulinarną, nie mogło zabraknąć pikantnych i korzennych przypraw – pieprzu czy kwiatu muszkatołowego. Również „limonia i rozmaryn też żadnego nie oszpeci rosołu”.Co ciekawe, siedemnastowieczny rosół serwowano nie tylko z „makaronami polskimi i włoskimi”, ale też z grzankami, figatellami (pulpeciki), szczawiem, grochem, agrestem, bądź „ogrodnymi rzeczami”, czyli warzywami i ziołami.Przed dokładnym opisem gotowania rosołu, Czerniecki wyliczył łącznie… szesnaście innych sposobów. Dziś rosołu – parafrazując – nie trzeba nikomu przedstawiać. Znany jest w całym kraju, choć w zależności od regionu miesza się składniki i dodatki. Najczęściej sporządzany jest z drobiu lub drobiu z dodatkiem wołowiny. Na Śląsku Cieszyńskim można zjeść rosół skopowy, przyrządzony na baraninie, a na Górnym Śląsku – z gołębi. Klasyczny rosół podaje się z makaronem typu nitki, w idealnym świecie – domowej roboty.O walorach smakowych i zdrowotnych ukochanej zupy wszystkich Polaków można rozwodzić się godzinami. W wielu domach stanowi nieodłączny element niedzielnego menu. Podaje się ją także dla podkreślenia wyjątkowej uroczystości lub święta. Rosół jest też niezastąpiony w walce z infekcjami czy na wzmocnienie po przebytej chorobie. Poza tym, co też nie jest bez znaczenia, idealnie wpisuje się w obecny trend „ ero waste”. Z resztek wywaru można zrobić błyskawiczną zupę pomidorową (w wielu rankingach uznawaną za ulubioną zupę Polaków). Z ugotowanych warzyw mamy gotowe składniki na sałatkę jarzynową, a mięso po zmieleniu będzie doskonałym farszem do pierogów.Wady? Nie stwierdzono.