RPO pisze do ministra zdrowia. Dopiero po prawie 12 latach kobieta może uzyskać odznakę „Honorowy Dawca Krwi – Zasłużony dla Zdrowia Narodu", a mężczyzna już po nieco ponad 7. Wynika to z przyjętych limitów krwi, które są inne dla każdej płci. Zdaniem RPO prowadzi to do nierównego ukształtowania sytuacji prawnej – czytamy w środowym wydaniu „Dziennika Gazety Prawnej". Jak przypomina „DG", z rozporządzenia ministra zdrowia z 11 września 2017 r. w sprawie warunków pobierania krwi od kandydatów na dawców krwi i dawców krwi wynika, że mężczyźni w ciągu roku mogą oddać 2700 ml krwi, a kobiety – 1800 ml. Takie zróżnicowanie oznacza, że na oddanie tej samej co mężczyźni ilości krwi, przekraczającej 1800 ml, kobiety potrzebują więcej czasu, przy założeniu, że oddają ją w maksymalnej ilości i w maksymalnej rocznej częstotliwości.Tymczasem od objętości pobranej krwi przepisy uzależniają przyznanie określonych ulg, uprawnień i odznaczeń, w tym odznaki „Honorowy Dawca Krwi – Zasłużony dla Zdrowia Narodu" – zaznacza „DGP". „Aby ją otrzymać, należy oddać co najmniej 20 l krwi lub odpowiadającą tej objętości ilość jej składników. Tym samym kobieta – jeśli założyć, że będzie oddawała krew w maksymalnej dopuszczalnej objętości i maksymalnej rocznej częstotliwości – zawsze w stosunku do mężczyzny działającego w taki sam sposób nabędzie prawo do tych ulg i przywilejów później" – podkreślono w artykule.Gazeta cytuje fragment wystąpienia RPO do ministra zdrowia. „Pragnę podkreślić, że z perspektywy zasady równości kwestią, która może budzić wątpliwości, nie jest zróżnicowane traktowanie w zakresie częstotliwości pobrań krwi od kobiet i mężczyzn w skali roku, które może być uzasadnione różnicami fizjologicznymi między płciami. Natomiast za naruszające zasadę równości należy uznać spowodowane takim zróżnicowaniem gorsze traktowanie kobiet w porównaniu z mężczyznami w sytuacji, w której ta sama ilość krwi jest stosowana jako kryterium upoważniające osoby ją oddające do skorzystania z określonych uprawnień albo do nadania im określonych przywilejów. W mojej ocenie obecne przepisy prowadzą do zaistnienia dyskryminacji pośredniej" – napisał prof. Marcin Wiącek.