Krwawy czas „Barbecue”. Sieje postrach i spustoszenie. Sam siebie nazywa „Robin Hoodem” i taką też narrację próbuje przemycić do mediów. Mediów, których bohaterem jest od ponad czterech lat. Początkowo bardziej jako ciekawostka, dziś – poważny gracz, z którym coraz więcej osób musi się liczyć. Kim jest Jimmy „Barbecue” Cherizier, otwarcie mówiący o rozpoczęciu „krwawej rewolucji” w Haiti? Przydomek od razu rzuca się w oczy. Sam Cherizier tłumaczy, że to za sprawą matki, która handlowała na ulicy grillowanymi kurczakami. Ktoś kiedyś skojarzył wątki i „tak już zostało”. To wersja łagodna. Według tej nieco mniej romantycznej, w organizowanych przez niego masakrach nierzadko palono ludzi żywcem. Również kobiety i dzieci. „Barbecue” miał, ku przerażeniu wszystkich wokół, wyjątkowo upajać się widokiem płonących ciał.Ci, którzy go widzieli, mówią, że nigdy się nie uśmiecha. Ma 47 lat, „smutne” oczy, kozią bródkę, brzuch więcej niż piwny. Ale to nie z uwagi na wygląd nazywa się go, bez cienia przesady, najpotężniejszym człowiekiem na pogrążonej w chaosie wyspie. Wspólny wrógW lipcu 2020 roku, ubrany w trzyrzędowy, błękitny garnitur, niepozorny watażka stanął przed kamerami, by ogłosić, że oto udało się zjednoczyć największe gangi w Port-au-Prince, stolicy kraju. Niedługo potem, nowo utworzona grupa „G9” urządziła przemarsz wzdłuż głównych ulic: najgroźniejsi przestępcy, w towarzystwie zamaskowanych, uzbrojonych po zęby żołnierzy, bawili się w najlepsze, sygnalizując rodakom, że nadeszła zmiana warty. Nie będą się już wzajemnie zwalczać, takie wyniszczanie przestało się opłacać. Znaleźli nowy sposób. Połączył ich wspólny wróg: polityczne i biznesowe elity. Na czele G9 stanął Cherizier, który kominiarek nie tyle nosić nie musiał, co nie chciał. Wręcz przeciwnie: pragnął sławy i podziwu. Do Haiti raz po raz zapraszał przedstawicieli zagranicznych mediów, których oprowadzał po zrujnowanych domach z blaszanymi dachami. „Patrzcie, jak oni wszyscy tu żyją!” – krzyczał, odkopując walające się tu i ówdzie ludzkie szczątki, a dziennikarze potakiwali głową z przerażeniem. To, co dla nich szokujące, dla Haitańczyków nie było jednak niczym nowym. Z raportu ONZ wynika, że w wielu haitańskich miastach łatwo natknąć się na porzucone zwłoki: najczęściej wybrakowane, pozbawione niektórych organów, wyciętych na potrzeby kontrolowanych przez gangi klinik. To jedno z ich głównych źródeł dochodu. Choć trudno w to uwierzyć, „Barbecue” był w przeszłości funkcjonariuszem miejscowej policji, oddelegowanym do jednostki mającej za zadanie tłumienie protestów. Już jako stróż prawa odznaczał się wyjątkową brutalnością i okrucieństwem. Brał udział w wielu masakrach na miejscowej ludności, wydatnie przyczyniając się m.in. do podpalenia ponad 400 domów w dzielnicy La Saline w 2018 roku. W wyniku tamtego zdarzenia śmierć poniosło ponad 70 osób. A „Barbecue” stracił pracę. Od tamtej pory próbuje działać – jak twierdzi – dla lokalnej społeczności. Wzbrania się od nazywania go „przestępcą”. Odrzuca większość zarzutów, a gdzie tylko może podkreśla, że bardziej niż gangsterem jest Robin Hoodem, który „chce obalić skompromitowane elity i poprawić los zwykłych ludzi”. – Wszyscy widzą tylko siejących przemoc ludzi z karabinami. Korupcji w kraju nie widzą. Jeśli kradniesz pieniądze, jeśli nie budujesz szpitali, przemoc będzie się nasilać. Nawet jeśli wyeliminujesz wszystkie gangi, ale nie rozwiążesz problemów państwa, problemy wrócą – mówił w rozmowie z Al Jazeerą.Skazani na upadekHaiti to jeden z najbiedniejszych krajów świata. Jedyny na całej zachodniej półkuli, który został wymieniony przez ONZ na liście „najmniej rozwiniętych państw”. Z raportów organizacji wynika, że 87 proc. mieszkańców żyje w ubóstwie, a niższą jakość życia udokumentowano tylko w sześciu ze 177 badanych krajów.Przyczyn takiego stanu rzeczy trzeba szukać jeszcze w czasach zimnej wojny. To wtedy, w 1971 roku, władzę z rąk ojca, Francois, przejął Jean-Claude Duvalier. „Ociężały umysłowo człowiek, ważący 140 kilogramów”, pisał o 19-letnim dyktatorze Ryszard Kapuściński w „Chrystusie z karabinem na ramieniu”. Na tyle jednak sprytny, by w trakcie swoich rządów okradać rodaków z niemal całego wsparcia przekazywanego przez USA. Z danych amerykańskiego wywiadu wynika, że Duvalier miał sprzeniewierzyć równowartość 64 proc. dochodu narodowego Haiti oraz zdefraudować dziesiątki milionów dolarów z funduszy publicznych, które umieszczał następnie na tajnych kontach bankowych w Szwajcarii. Gdy Duvalierowie wznosili kolejne pałace i pomniki, w kraju drastycznie rosło ubóstwo. Buntami nikt się jednak nie przejmował. Wszelkie protesty tłumiły osławione szwadrony śmierci, nazywane Tontons Macoutes, które „pozwoliły” Jean-Claude’owi (znanemu jako „Baby Doc”) aspirować do miana jednego z najbardziej krwawych dyktatorów w historii. W czasie rządów Duvaliera, kraj zmagał się z jeszcze jednym ogromnym problemem – pandemią wirusa HIV. Na początku lat 80., tuż po zidentyfikowaniu choroby w USA, w gronie „pozytywnych” odnotowano pewien niepokojący trend: spora część z nich była narodowości haitańskiej. Rewelacje szybko przedostały się do prasy. Mieszkańców napiętnowano, a światowe media pisały wprost: obywatele niewielkiej wyspy na Karaibach są zagrożeniem dla całej ludzkości. To, że nigdy nie udowodniono, dlaczego mieliby być szczególnie predestynowani do zakażenia wirusem, nie ma znaczenia. Ważne jest to, że promowanie HIV jako wirusa „4H” (homofilia, homoseksualizm, heroina, Haitańczycy) pogłębiło kryzys gospodarczy w i tak już ledwo dyszącym kraju. Upadła turystyka, znacząco spadł też eksport kluczowych produktów.W drugiej połowie lat 80. było już tak źle, że nawet Duvalier musiał uciekać.Współczesny HiobLata mijały, zmieniały się rządy, a wśród obserwatorów sytuacji na Karaibach rosło przekonanie, że Haiti to współczesny Hiob, skazany na kaprysy nieprzejednanego Boga. W 2010 r. kraj nawiedziło katastrofalne trzęsienie ziemi, sześć lat później mieszkańców wyspy „dobił” huragan Matthew. Nie pomogła też pandemia koronawirusa.Nie pomagały jednak przede wszystkim władze. Wybrany na urząd w 2017 r. Jovenel Moise poparciem społecznym cieszył się krótko. Szybko zmierzał w kierunku niebezpiecznej dyktatury, uciekał od rozpisywania kolejnych wyborów, ignorując przy tym sugestie z Zachodu. Szalę miał przelać jednak skandal Petrocaribe, który wybuchł w 2019 r. Haiti (i kilka innych karaibskich państw), na mocy umowy zawartej jeszcze z Hugo Chavezem, przez lata otrzymywało od Wenezueli ropę po zaniżonych cenach, płacąc tylko 60 proc. wartości. Resztę płatności rozłożono na 25-letnie raty. Wszystko po to, by w trudnych czasach móc znacznie większe środki angażować w politykę socjalną i odbudowę kraju. Z budżetu w tajemniczych okolicznościach zniknęło jednak 4 mld dolarów. Sprawę nagłośniono, gdy pogrążona w kryzysie Wenezuela musiała program zakończyć, a w odciętym od taniej ropy Haiti ceny paliwa i energii z dnia na dzień wzrosły ponad dwukrotnie. Na ulicach rozpoczęło się trwające wiele tygodni piekło. Krwawa rewolucjaW nocy z 6 na 7 lipca 2021 roku, grupa niezidentyfikowanych sprawców, najpewniej pochodzenia kolumbijskiego, wtargnęła do rezydencji prezydenta Jovenela Moise’a, dokonując na nim brutalnej egzekucji. Mord wywołał poruszenie na całym świecie, a jednocześnie obawy przed dalszą eskalacją przemocy w kraju. Cherizier, będący już wówczas liderem G9, przestał się kryć z rzeczywistymi intencjami. Mówił: oddajcie nam władzę, niech członkowie naszych gangów zajmą miejsca w rządzie, przywrócimy pokój i porządek w kraju. Od początku walczył z politykami, elitą, korupcją. To na największych i najbogatszych zrzucał winę za całe zło, które przez lata „topiło” Haiti. Po raz pierwszy przedstawił remedium. Jednym z pierwszych wysuniętych przez niego postulatów w ramach „naprawy państwa” było uwolnienie z więzienia wszystkich aresztowanych członków jego gangu.Ariel Henry, który przejął władzę po zabitym prezydencie, a którego wielu oskarżało o współudział w spisku prowadzącym do jego śmierci, znalazł się w sytuacji beznadziejnej. Mieszkańcy oskarżali go o „oddanie władzy w ręce gangów”, domagając się zorganizowania wyborów i wyłonienia nowego rządu. Nie miał jednak narzędzi, by spełnić te postulaty. Szacuje się, że w Haiti istnieje 200 gangów, z czego kilkanaście największych działa w obszarze metropolitalnym Port-au-Prince. Do niedawna kontrolowały one około 60 proc. stolicy, a według urzędników ONZ liczba ta wzrosła w ostatnich tygodniach do 80 proc. Są zdecydowanie lepiej uzbrojone i lepiej finansowane niż miejscowe służby, co oznacza, że żadnych starć się nie boją. Nawet tych najbardziej krwawych. Pomocy trzeba było więc szukać poza granicami. Pod koniec lutego tego roku, ONZ autoryzowało operację specjalną, w ramach której w Haiti miałoby dojść do rozmieszczenia oddziałów kenijskiej policji. Henry udał się nawet do Afryki, spotkał z prezydentem Williamem Ruto, gdzie 3 marca podpisano oficjalne porozumienie. „Barbecue” nie zamierzał czekać z założonymi rękami. Opublikował nagranie, na którym jasno powiedział, że celem jest schwytanie szefa haitańskiej policji, ministrów rządu oraz uniemożliwienie powrotu Henry’ego do kraju. Zagroził, że będzie ścigał właścicieli hoteli ukrywających polityków lub współpracujących z Henry'm. Zażądał, aby następny przywódca kraju został wybrany przez naród i mieszkał na Haiti wraz z cała swoją rodziną. – Jeśli (Henry) będzie podążał tą drogą, pogrąży Haiti w chaosie – mówił. – Nie mamy do czynienia z pokojową rewolucją. Dokonujemy krwawej rewolucji, ponieważ ten system jest apartheidem, systemem niegodziwym.Słowa, niestety, zamieniał w czyny. Tuż po ogłoszeniu głośnego porozumienia z Kenią, dowództwo haitańskiej policji podało, że zbrojne gangi dokonały w Port-au-Prince licznych zamachów na przedstawicieli sił porządkowych. „Życie straciło kilku policjantów, śródmieście stolicy jest w ogniu” – raportował rzecznik policji Garry Desrosiers.Nowy przywódcaEfekt? Henry do kraju już nie wróci – na pewno nie w najbliższym czasie. Rezygnację z urzędu, pod wpływem szantażu „Barbecue”, ogłosił przebywając w Portoryko. To kolejny krok ku pogłębieniu anarchii i destabilizacji państwa, które „stabilnym” nie jest od ponad pół wieku. Cherizier wyrósł na czołową siłę polityczną i militarną w kraju, a kwestią czasu wydaje się, kiedy przywódca gangów zyska realną władzę. Zwłaszcza, że Joe Biden odmówił angażowania wojsk w trwający na wyspie konflikt. To nie jest dobra wiadomość dla świata. W rozmowie z „Financial Times”, Louis-Henri Mars, szef organizacji non-profit Lakou Lape, porównał „Barbecue” do wulkanu. – Ma pewną charyzmę, jest typem myśliciela, ale to przede wszystkim brutalna osoba – tłumaczył. – To naturalny polityczny talent – przekonywał z kolei Stuart Ramsey ze Sky News tuż po ich spotkaniu w 2023 roku. – Kiedy go poznałem, od razu wiedziałem, że jest siłą, z którą należy się liczyć.Na pewno nie można odmówić mu sprytu i intuicji. Wręcza kobietom prezenty na dzień matki, najbiedniejszym rodzinom rozdaje pieniądze, na ulicach stara się utrwalać wizerunek groźnego człowieka o gołębim sercu. – Ludzie są jednak świadomi, że jest współodpowiedzialny za koszmar, w którym żyją – mówi Diego Da Rin, specjalista z International Crisis Group Haiti. Od czasu rozpoczęcia ataków 29 lutego, przestępcy spalili dziesiątki firm i posterunków policji, zmusili do zamknięcia międzynarodowego lotniska, uwolnili tysiące zatwardziałych przestępców z więzienia i doprowadzili do oblężenia portu.– Niestety, „Barbecue” jest teraz najpotężniejszym człowiekiem na Haiti – powiedział Judes Jonathas, konsultant Digital Frontiers Institute z Port-au-Prince. Christopher Sabatini z londyńskiego Chatham House mówi wprost: Cherizier „wypełnił lukę”. – W takich momentach politycznej próżni i kryzysu wyłaniają się nowi przywódcy. A Haitańczycy? Każdy dzień spędzają na linii ognia pomiędzy przedstawicielami agencji rządowych a członkami gangów. W 2023 roku zmarła tam rekordowa liczba osób. Na razie nic nie wskazuje na to, by koszmar mieszkańców wyspy miałby się zakończyć.