Ostry komentarz. Dwie młode kobiety oblały pomarańczową farbą pomnik warszawskiej Syrenki na bulwarach wiślanych. Choć przyświecający im cel jest szlachetny, wykorzystywane metody budzą sporo wątpliwości wśród społeczeństwa. Były premier Leszek Miller nazwał je bezpardonowo... „dwiema idiotkami”. W piątek rano, tuż po godz. 10, całą Polską wstrząsnęła sprawa warszawskiej Syrenki. Oto obrazki znane z największych muzeów i galerii sztuki trafiły nad Wisłę. I nie chodzi, niestety, o „Monę Lisę”, czy inne dzieła. Dwie młode kobiety, aktywistki klimatyczne, postanowiły oblać pomarańczową farbą symbol polskiej stolicy. – Na miejsce pojechali policjanci. Kobiety zostały zatrzymane. Będą z nim prowadzone czynności procesowe – informowała policja.Sprawa wzbudziła ogromne oburzenie w społeczeństwie. Zdecydowana większość komentujących uważa, że ten rodzaj zwracania uwagi na problem jest – delikatnie rzecz ujmując – mocno kontrowersyjny, często przynosząc skutek odwrotny do zamierzonego. Zamiast się z aktywistkami utożsamiać, zagłębiać w ich postulaty, ludzie odwracają się na pięcie i zerkają z pogardą.Tak jak Leszek Miller, który porzucił dyplomację i zdecydował się na bardzo mocny, ostry komentarz. Były premier nazwał aktywistki „idiotkami”. W sieci zawrzało. Część osób zwraca uwagę, że wysoko postawionemu politykowi z takim dorobkiem „nie przystoi komentować w ten sposób”, inni przyklaskują byłemu premierowi, twierdząc, że działania aktywistek można określać wyłącznie w ten sposób.