Relacja Polaka mieszkającego na Islandii. 12 kilometrów dzieli dom Piotra Mikołajczaka, Polaka mieszkającego na Islandii, od miejsca erupcji wulkanu. – Gdy zobaczyłem, co się dzieje, ogarnął mnie pierwotny strach. To uczucie, które budzi się w momencie gdy widzi się coś, czego nie ogląda na co dzień – powiedział w TVP Info. Na islandzkim półwyspie Reykjanes, na którym w czwartek rano ponownie wybuchł wulkan, ogłoszono stan wyjątkowy. W położonym w południowo-zachodniej Islandii regionie lawa przerwała dostawy ogrzewania oraz ciepłej wody. Erupcję wulkanu widział z oknaIslandzki Departament Ochrony Ludności zaapelował do mieszkańców o oszczędzanie energii elektrycznej w obawie przed przeciążeniem sieci. Wcześniej zdołano zabezpieczyć słupy wysokiego napięcia.Spływająca lawa uszkodziła drogę prowadzącą do kąpieliska termalnego Błękitna Laguna.Według relacji RUV z oddalonego od miejsca erupcji o trzydzieści pięć kilometrów Reykjaviku widać pomarańczową łunę, a w Grindaviku, miejscowości ewakuowanej w styczniu po ostatnim wybuchu, zaobserwowano opad wulkanicznego żużlu.– Miasto jest opuszczone. Prawdopodobnie przestanie istnieć, bo nikt nie będzie już tam chciał mieszkać – powiedział Mikołajczak.