Ropa ważniejsza od demokracji, czyli USA dogadały się z Wenezuelą. W polityce trzeba czasem iść na kompromisy. Nawet brudne. Nie zawsze musi to oznaczać zdrady swoich ideałów czy sojuszników, choć rzeczywistość czasem zmusza przywódców i do tego typu działań. Być może w takich kategoriach należy postrzegać działania administracji Joego Bidena wobec wenezuelskiego dyktatora Nicolasa Maduro. W ostatnich tygodniach Waszyngton zawiesił część sankcji oraz między innymi zwolnił szemranego biznesmena piorącego pieniądze reżimu. Jaki jest cel? Maduro znalazł się w centrum uwagi na początku 2019 roku, gdy Wenezuelczycy wystąpili przeciwko bandyckiej władzy, zarzucając jej liczne fałszerstwa wyborcze. Wolny świat poparł protestujących i uznał przewodniczącego Zgromadzenia Narodowego Juana Guaido za legalnego prezydenta. Administracja ówczesnego prezydenta USA Donalda Trumpa przestała uważać Maduro za prawowitego przywódcę i rozpoczęła kampanię sankcji a także przeprowadziła próbę usunięcia dyktatora. CIA zorganizowała zakończoną fiaskiem Operację Gideon, która miała na celu obalenie reżimu przy pomocy między innymi najemników z prywatnej firmy Slivercorp USA. Maduro przetrzymał protesty i uratował się, także dzięki wsparciu Kuby, Rosji i Chin. W ostatnich miesiącach przedstawiciele administracji prezydenta Joego Bidena prowadzili tajne negocjacje z reżimem. Rozmowy toczyły się między innymi w Berlinie. W październiku Stany Zjednoczone zawiesiły wiele sankcji nałożonych na reżim w związku prześladowaniem opozycji i łamaniem praw człowieka. Ropa, gaz, złoto Waszyngton zgodził się między innymi na uwolnienie sektora wydobywczego. To ogromna ulga dla Caracas – handel ropą, gazem i złotem stanowi podstawę wpływów do budżetu. Trzeba przy tym pamiętać, że Wenezuela ma największe zasoby ropy na świecie, stanowiąca około 14 procent wszystkich. Złoża w delcie Orinoko kryją 513 mld baryłek ropy, tymczasem potwierdzone zasoby ropy Arabii Saudyjskiej wynoszą 260 mld baryłek. Do tego Caracas robi zakusy na zajęcie części regionu Essequibo należącego do Gujany – niemal dwukrotnie większego od Portugalii – w którym odkryto kilka podwodnych pól roponośnych.W wyniku nałożonych sankcji Wenezuela mogła pompować zaledwie kilkaset tysięcy baryłek ropy dziennie, czyli niemal pięciokrotnie mniej niż wcześniej. To swoją drogą pokazuje, że odpowiednio przestrzegane sankcje mogą być skuteczne. W latach 2016-21, gdy wolny świat wziął się za Maduro, jego państwo straciło jedną trzecią PKB, dwie trzecie produkcji ropy naftowej, zaś inflacja osiągnęła ponad milion procent. Administracja Bidena uznała jednak, że pora się dogadać z Maduro. Biały Dom wskazał, że miał dwa zasadnicze cele – uwolnienie amerykańskich zakładników przetrzymywanych przez wenezuelski reżim oraz nakłonienie Caracas do przeprowadzenia wolnych wyborów prezydenckich w 2024 roku. Poparcie w Moskwie i Pekinie Nasuwa się pytanie, czy drugi element planu nie był zbyt lekkomyślny. Maduro dostał pieniądze i wolną rękę, a dyktatorzy jego pokroju – szczególnie posiadający poparcie w Moskwie czy Pekinie – często w takiej sytuacji czują się bezkarni. Jaki interes może mieć satrapa, by zorganizować wolne wybory, wiedząc że ludzie go nienawidzą, nie chcą dalszego upodlenia, który wprowadził i realnie mogą go odsunąć od władzy? Pytania pozostają otwarte. Fakty są jednak takie, że część zobowiązań została zrealizowana. Pod koniec grudnia Biały Dom potwierdził, że Wenezuela zwolniła dziesięciu przetrzymywanych Amerykanów. W oświadczeniu Biden przyznał, że „cieszy się, że ich męka w końcu się skończyła”. Reżim zwolnił także 20 rodzimych więźniów politycznych. Prezydent przekonywał w rozmowie z dziennikarzami, że „wygląda na to, iż Maduro jak dotąd dotrzymuje swojego zobowiązania dotyczącego wolnych wyborów”, zgodnie z ustaleniami zawartymi w porozumieniu dotyczącym łagodzenia sankcji. Oczywiście do wyborów daleko, a markowane ruchy nie oznaczają woli demokratyzacji.Osią wymiany więźniów między Waszyngtonem a Caracas są dwa niezwykle interesujące nazwiska. W ramach transakcji, w której pośredniczył Katar, Biden podjął więc „niezwykle trudną decyzję” o uwolnieniu szemranego biznesmena Alexa Saaba. Maduro zwolnił natomiast niejakiego Leonarda Francisa, będącego w centrum gigantycznego skandalu korupcyjnego w Marynarce Wojennej Stanów Zjednoczonych. „Zwycięstwo dyplomacji” Najpierw Saab. Wenezuelska państwowa telewizja z dumą pokazała, jak rozradowana Pierwsza Dama Cilia Flores wita uwolnionego „bezprawnie przetrzymywanego” przedsiębiorcę. „Jego uwolnienie jest symbolem zwycięstwa dyplomacji boliwariańskiej (wenezuelskiej; władze powołują się na spuściznę Simona Bolivara – przyp. red.)” – stwierdził reżim w oświadczeniu. Później także spotkanie z samym prezydentem, który również wyraźnie nie posiadał się ze szczęścia. Kim zatem jest ten mężczyzna z kokiem? To Kolumbijczyk, któremu Maduro nadał obywatelstwo wenezuelskie oraz tytuł ambasadora. Dyplomatyczna funkcja była przykrywką dla właściwej działalności Saaba – prania pieniędzy reżimu na skalę przemysłową. Szemrany finansista został aresztowany w czerwcu 2020 roku podczas międzylądowania na Wyspach Zielonego Przylądka, gdy podróżował z Wenezueli do Iranu, czyli innego sojusznika Caracas. Stamtąd poddano go ekstradycji do USA, gdzie jego i jego partnera biznesowego Alvaro Pulido oskarżono o masę przestępstw. Zarzucono Saabowi między innymi udział w korupcyjnym procederze, obejmującym subsydiowany przez reżim program pomocy żywnościowej CLAP dla ubogich Wenezuelczyków. „Zamiast zapewnić, że bezbronna ludność otrzymuje żywność, której rozpaczliwie potrzebuje, reżim wykorzystuje program CLAP jako narzędzie polityczne do nagradzania wsparcia i karania krytyki politycznej” – ogłosił w 2019 roku Departament Skarbu USA.Gigantyczny przekręt Zdaniem amerykańskich śledczych program umożliwił dyktatorowi i jego kamaryli wyprowadzenie setek milionów dolarów, jednocześnie stanowiąc formę kontrolowania społeczeństwa w ramach systemu powszechnego ucisku. Zadaniem Saaba było między innymi umieszczenie 350 milionów dolarów wyprowadzonych metodą „na budowę tanich domów dla ubogich” na kontrolowanych przez siebie kontach w USA i innych krajach. Po zatrzymaniu Saaba (jego żona, włoska modelka Camila Fabbri, przeniosła się w 2021 roku do Moskwy) Maduro zawiesił rozmowy ze wspieraną przez USA opozycją, mające na celu zakończenie kryzysu politycznego w kraju. W zasadzie było mu to na rękę. Negocjacje prowadził tylko po to, żeby spróbować złagodzić sankcje i poprawić notowania w kraju oraz wizerunek na arenie międzynarodowej. Dyktator z miejsca zmienił retorykę i zaatakował Waszyngton, że łamie konwencje międzynarodowe, zatrzymując chronionego immunitetem dyplomatę, który Bogu ducha winny wykonywał oficjalne zadania zlecone przez rząd niepodległego kraju. Znaczenie Saaba dla reżimu było więc ogromne. Jak powiedział w grudniu ubiegłego roku wyższy rangą urzędnik amerykański, Biden „musiał podjąć niezwykle trudną decyzję, aby zaoferować coś, czego strona wenezuelska aktywnie poszukiwała, i podjął decyzję o ułaskawieniu Alexa Saaba”. Przyznał, że była to „w zasadzie wymiana 10 Amerykanów i uciekiniera przed wymiarem sprawiedliwości na jedną osobę, która wróciła już do Wenezueli”. Wśród zwolnionych przez Wenezuelę Biały Dom wymienił byłych amerykańskich żołnierzy Luke'a Alexandra Denmana i Airana Berry'ego, którzy odsiadywali wyrok 20 lat więzienia za udział w nieudanej inwazji na Wenezuelę w 2020 roku, czyli uczestników owej niesławnej Operacji Gideon. Do tego doszli obywatele, których zwykle wymienia się w podobnych sytuacjach. Nikt szczególnie ważny, ale dyktatury lubią takich przetrzymywać na wszelki wypadek.Amerykanom trafił się oszust mniejszego formatu – Leonard Francis, obywatel Malezji. Przyznał się on w 2015 roku do wręczenia łapówek w wysokości pół miliona dolarów oficerom Marynarki Wojennej USA, którzy mieli dawać zlecenia jego zarejestrowanej w Singapurze firmie Glenn Defense Marine Asia Ltd. Sprytnie zawyżał potem rachunki za prace wykonywane na amerykańskich okrętach i zarobił tak 35 milionów dolarów. Zdaniem śledczych Francis działał z nie lada rozmachem. Miał przekupywać „dziesiątki” urzędników USA Navy między innymi gotówką, schadzkami z prostytutkami czy luksusowymi wycieczkami. Hojnie rozdawał też prezenty – kubańskie cygara, wołowinę Kobe, ale w korupcyjnym menu znalazło się także pieczone prosię. „Gruby Leonard” trafił do aresztu domowego w San Diego w Kalifornii, ale we wrześniu 2022 roku zbiegł. Metoda nie była szczególnie wyrafinowana, ot zwykłe przecięcie „obroży” GPS założonej na kostkę. Przedostał się do Meksyku, stamtąd przez Kubę do Wenezueli, gdzie starał się o azyl w rosyjskiej ambasadzie, ostatecznie wylądował w wenezuelskim więzieniu. Teraz czeka go cela w USA. Grozi mu do 25 lat za kratkami. Wymiana więźniów Wymiana więźniów została dopięta, ale co dalej? Co z demokracją w Wenezueli? Co z udręczonym narodem wenezuelskim? Niestety, wszystko wskazuje na to, że Waszyngton dał się oszukać Maduro, który nie zamierza przeprowadzać wolnych wyborów. Nie jest tak głupi. Obecnie liderką opozycji po ucieczce Juana Guaido do USA jest Maria Corina Machado, była deputowana spacyfikowanego przez Maduro Zgromadzenia Narodowego Wenezueli, która w październiku ubiegłego roku wygrała prawybory. Jeden z sondaży daje jej nawet 60 proc. poparcia, podczas gdy satrapie zaledwie 17 procent.Dyktatura już wcześniej znalazła na nią chytry i zapewne skuteczny sposób. Na Machado nałożono w czerwcu ubiegłego roku 15-letni zakaz pełnienia funkcji publicznych, wobec czego nie może być kandydatką w wyborach. Taka ręcznie sterowana demokracja. Za nią i za innymi politykami opozycji wstawił się Departament Stanu. Ogłaszając zniesienie sankcji Waszyngton oświadczył, że Wenezuela musi „określić konkretny harmonogram i procedurę przyspieszonego przywrócenia na stanowisko wszystkich kandydatów”. Powrót sankcji? „Wszystkim, którzy chcą kandydować na prezydenta, należy dać szansę i muszą mieć prawo do równych szans w wyborach” – wezwano. Pojawiła się też groźba: „Nieprzestrzeganie warunków tego porozumienia skłoni Stany Zjednoczone do cofnięcia podjętych kroków”, czyli przywrócenia sankcji. Reakcja Caracas była łatwa do przewidzenia. W ramach taktyki przeciągania liny reżim ogłosił, że Machado nie może kandydować, gdyż byłoby to sprzeczne z prawem – wyrok niezawisłego sądu rzecz święta, i czekał na reakcję Waszyngtonu w sprawie restrykcji. Odpowiedzi w sprawie Machado nie było. Była za to inna reakcja, całkowicie odmienna od tej, na jaką liczyła wenezuelska opozycja. Biały Dom pozwolił energetycznemu gigantowi Chevronowi oraz europejskim przedsiębiorstwom naftowym podpisywać nowe kontrakty z wenezuelską firmą PDVSA, która kontroluje krajową branżę paliwową. Wstrzyknięcie wenezuelskiej ropy na światowy rynek i perspektywa obniżenia cen surowca okazały się ważniejsze od zasad demokracji.Stany Zjednoczone mają jeszcze jeden powód, by pobłażać Maduro. To skutki kryzysu migracyjnego. Szacuje się, że bieda i zamordyzm wygnały z Wenezueli około 4 milionów osób. Większość przeniosła się do Kolumbii, ale wielu zasiliło grupy, które forsują obecnie granicę Meksyku z USA. Czynnik represji Waszyngton rachuje – raczej tylko częściowo słusznie – że poprawa sytuacji gospodarczej w ojczyźnie spowodowana uwolnieniem branży paliwowej sprawi, że wielu Wenezuelczyków wróci do kraju. Szanse są jednak iluzoryczne. Po pierwsze, nie jest brany pod uwagę czynnik represji, przed którymi uciekają ludzie. Po drugie reżim Maduro i tak położy łapę na dochodach z ropy, żeby wzmocnić swoje władztwo, zaś mieszkańcy dalej będą żyć w biedzie, upodleniu i strachu. O demokratyzacji, liberalizacji dyktatury czy rozliczeniu winnych setek ofiar śmiertelnych trwających od 2014 roku protestów, czy postawieniu przed wymiarem sprawiedliwości zarządzających systemem represji nie będzie mowy. Dyktator rachuje – niestety, zapewne słusznie – że wybory owszem zorganizuje, ale jego przeciwnikiem będzie ktoś mniej popularny niż Machado i Waszyngton takie rozwiązanie zaakceptuje, mając oczy skierowane na interes naftowy. Dyktatura będzie usankcjonowana. Oczywiście po takich wyborach – ani chybi sfałszowanych – odbędą się kolejne protesty, będą kolejni zabici, tysiące trafią do więzień. Waszyngton znów będzie straszył sankcjami, ale Maduro nauczył się przeczekiwać kryzysy. Wie, że zbrodnie ujdą mu na sucho, skoro do dyspozycji ma pod nogami setki miliardów baryłek ropy. Źle, ale i tak daleko do innego przykładu pobłażania dyktatorowi, Władimirowi Putinowi. Jego skutki widzimy dziś na Ukrainie.