Równowartość haraczu pobranego od 10 prostytutek, zysku ze sprzedaży 1 kg amfetaminy czy minimalnej miesięcznej działki płaconej przez kilku „żołnierzy” – taki majątek udało przez dziewięć lat odebrać mafii. Równowartość haraczu pobranego od 10 prostytutek, zysku ze sprzedaży kilograma amfetaminy czy minimalnej miesięcznej działki płaconej przez kilku „żołnierzy” – taki majątek udało się odebrać pruszkowskim gangsterom w efekcie prowadzonego przez dziewięć lat śledztwa w sprawie tzw. wątku ekonomicznego mafii. Prokuratorzy przyznają dziś, że nie ma już szans na puszczenie przestępców z torbami. Teraz pracę śledczych skontroluje Prokuratura Krajowa. – <i>Robimy wszystko, co w naszej mocy, aby skutecznie dokończyć to śledztwo. Niestety część spraw uległa już przedawnieniu. Wciąż nie ma też wyników żadnej z kontroli finansowych, które za naszym pośrednictwem wszczęło Ministerstwo Finansów w 2007 r.</i> – przyznaje prokurator Robert Makowski, naczelnik wydziału śledczego Prokuratury Okręgowej w Warszawie. <Br><Br>Na pytanie, jakie majątki „Pruszkowa” udało się odnaleźć i odebrać przestępcom, nie ma odpowiedzi. Nic dziwnego, skoro od 2002 r. śledztwo prowadziło piętnastu kolejnych prokuratorów. Takiej rotacji śledczych prawdopodobnie nie było dotąd w żadnej ze spraw! Jak ustaliliśmy, sprawą zainteresował się prokurator krajowy Edward Zalewski. Zapowiedział, że akta śledztwa zostaną bardzo dokładnie skontrolowane i przeanalizowane pod kątem ewentualnych nieprawidłowości. – <i>Mamy wrażenie, że popełniono błędy nie przydzielając tej sprawie na stałe kilku dobrych śledczych. Wątpliwości budzi też współpraca z resortem finansów</i> – twierdzi wysoki rangą urzędnik ministerstwa sprawiedliwości.<b>Puścić mafię w skarpetkach</b> <Br><Br>Śledztwo VI ds. 60/02 miało być pierwszym tak rozległym postępowaniem, dzięki któremu bossowie i „żołnierze” najgroźniejszej polskiej mafii – grupy pruszkowskiej – mieli stracić swoje majątki. –<i> Policja skarbowa puści gangsterów w skarpetkach, konfiskując ich majątki, nawet, jeśli zostały przepisane na żony czy partnerki</i> – grzmiał w 2002 r. Krzysztof Janik, ówczesny szef MSWiA.Do śledztwa włączono kilku prokuratorów. W sprawie wyodrębniono kilka najważniejszych wątków: legalność majątków 18 liderów gangu i ponad 100 członków ich rodzin oraz gangsterów niższego szczebla; korupcji w samorządzie, w tym Bogdana Tyszkiewicza, byłego przewodniczącego Rady Gminy Centrum; inwestycji giełdowych; majątku Pawła Piskorskiego; lekarzy pomagającym gangsterom unikać odsiadki; spółek kontrolowanych przez półświatek (m.in. Zielone Bingo w Katowicach, firm Wojciecha P., uważanego za finansistę „Pruszkowa”); automatów hazardowych kontrolowanych przez gang pruszkowski i inne stołeczne gangi. <br><br> Sprawa zaczęła toczyć się swoim biegiem i w 2004 r. doszło do pierwszych poważnych zatrzymań. Głównie jednak w tzw. wątku samorządowym. Kiedy policja i prokuratura zleciły kontrole skarbowe majątków „Pruszkowa”, zaczęły się schody. Kontrole wykazywały, że gangsterzy i ich rodziny nie kłamali w oświadczeniach podatkowych. – <i>Mieliśmy poważne problemy z nawiązaniem normalnej współpracy ze skarbówką. Napotykaliśmy na taki opór materii, że czasami przychodziło nam do głowy, że oni po prostu z jakichś powodów nie chcą tego robić</i> – opowiada jeden z prokuratorów, który zajmował się „wątkiem ekonomicznym Pruszkowa”.<b>Zyskowne rozwody bossów</b> <Br><Br>Prokuratorzy szukający majątków mafii, wbrew zapowiedziom, nie mogli liczyć na wsparcie ze strony policji. Do sprawy sporadycznie tylko delegowano funkcjonariuszy CBŚ. Przez kilka miesięcy śledczym nie pomagał żaden policjant. A tylko dzięki informacjom operacyjnym można było np. wyszukiwać tzw. słupy, czyli podstawione osoby, na których nazwiska mafiosi kupowali nieruchomości, spółki czy zakładali lokaty.<Br><Br>Co gorsza gangsterzy zaczęli legalizować swoje majątki. Jeszcze w 2000 r. w czasie wielkiej policyjny obławy na gang pruszkowski mafiosom zajęto zaledwie… 600 zł. Nie zabezpieczono np. żadnych nieruchomości gangu. Mafiozi postanowili tę nieudolność wykorzystać i zabezpieczyć się na wypadek kolejnych akcji. Żony co najmniej dwóch bossów „Pruszkowa” rozwiodły się z gangsterami zabierając całe majątki. Po jakimś czasie kobiety wyszły za mąż prawdopodobnie za podstawione osoby, by po jakimś czasie ponownie się rozwieść. Wyprały w ten sposób fortuny mężów i z takim wianem wróciły do swych lubych siedzących w więzieniach. Żadna kontrola nie mogła już wykazać, że są one dysponentkami pieniędzy mafii. <Br><Br>Dyrektorzy niektórych urzędów skarbowych bez żenady przyznawali, że nie będą sprawdzać niektórych bandytów, ponieważ zwyczajnie się boją. Tymczasem babcie pruszkowskich bandziorów stawały się posiadaczkami luksusowych mieszkań i samochodów. Niektóre z nich od policjantów dowiadywały się o wartości swoich majątków. – <i>W protokołach każdy z gangsterów podawał, że zarabia ok. 2-3 tys. zł miesięcznie. Powszechne było wówczas tłumaczenie, że fortuny pochodzą z oszczędności lub zostały ukradzione przed laty, zazwyczaj w terminie przedawnienia</i> – opowiada oficer CBŚ zajmujący się ściganiem „Pruszkowa”.<b>Zabawa w rytmie gangu</b> <Br><Br>Gdy śledztwo w sprawie finansów mafii zaczęło nabierać tempa, doszło do skandalu. W styczniu 2004 r. „Wprost” zamieścił zdjęcia z imprezy sylwestrowej w hotelu Sobieski, na których prokurator Katarzyna Sawicka, prowadząca od dwóch lat śledztwo w sprawie finansów mafii, bawiła się w towarzystwie „Sproketa” – oszusta, członka warszawskiego półświatka. Jakby tego było mało, w tym samym miejscu sylwestra spędzał Janusz G., ps. Graf, podejrzewany o korumpowanie urzędników Ministerstwa Finansów, zabójstwa na zlecenie i handel narkotykami. Kilka dni po publikacji prokurator została odsunięta od śledztwa. Śledztwo straciło jednak impet.<Br><Br>W 2006 r. minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, podobnie jak jego poprzednicy, zapowiedział walkę o zajęcie pieniędzy mafiosów. Powołał w tym celu specjalne grupy. Ścisłą współpracę obiecali ministrowie spraw wewnętrznych, sprawiedliwości oraz finansów. W tym samym czasie przedawniać zaczęły się pierwsze poważne wątki śledztwa. Po zabójstwie Bogdana Tyszkiewicza w 2005 r. , który współpracował z prokuraturą, sypać zaczęła się sprawa wspólnych interesów mafii z samorządami i politykami. – <i>Byłem już kolejnym referentem. Działać musieliśmy po omacku, ponieważ brakowało nam wsparcia od CBŚ</i> – mówi kolejny z prokuratorów, który zajmował się nieszczęsnym śledztwem.<Br><Br>Były prokurator krajowy Janusz Kaczmarek w 2006 r. przyznał, że przez cztery lata nie odnotowano poważniejszych sukcesów w wątku ekonomicznym. Mało tego, okazało się, że już na początku rozbijania „Pruszkowa” popełniono karygodne błędy. – <i> Zespół prokuratorów i urzędników Ministerstwa Finansów badający wątek ekonomiczny „Pruszkowa” stwierdził wówczas, że żaden majątek gangu nie został zajęty</i> – opowiadał Kaczmarek. – <I> Powszechną wiedzą było to, że grupa wykupywała nieruchomości na terenie całej Polski, ale nic z tym nie zrobiono. Ze śledztwa w sprawie korupcji w Ministerstwie Finansów wynika, że były to celowe działania. Pracownicy skarbówki byli zainteresowani tym, żeby interesy "Pruszkowa" nie wyszły na jaw</i> – dodawał prok. Kaczmarek. W 2007 r. minister Zbigniew Ziobro, w związku z aferą gruntową, nie miał już głowy do spełnienia swoich obietnic w sprawie majątków mafii<b>Żenujące sukcesy</b><Br><Br>W 2007 r. prokuratorzy z warszawskiej okręgówki w akcie desperacji zwrócili się do Ministerstwa Finansów o wszczęcie kolejnych kontroli. – <i>Do tej pory nie zakończyły się, ponieważ strony mają prawa zgłaszać wnioski i zastrzeżenia, i z tego prawa korzystają. Obecnie większość wątków jest już umorzona. Badamy kilka ostatnich, w tym jeden dotyczący Pawła Piskorskiego</i> – przyznaje prokurator Makowski.<Br><Br>Akta wątku finansowego „Pruszkowa” liczą ponad 300 tomów. Przez dziewięć lat państwu nie udało się położyć rąk na żadnej bandyckiej fortunie. Z wewnętrznego pisma Prokuratury Krajowej sprzed dwóch lat dowiedzieliśmy się, że po latach gangsterom zabrano (do czasu zakończenia procesów): Marcinowi B. (jeden z kapitanów) 4 tys. zł (równowartość haraczu pobranego od 10 prostytutek), Jarosławowi M., ps. Chińczyk – 10 tys. zł. (zarobek ze sprzedaży kilograma amfetaminy w detalu), Damianowi K., ps. Kotlet (kapitan w gangu) – ok. 15 tys. zł. (minimalna miesięczna działka od podległych mu ludzi). <Br><Br>Bossowie mafii musieli pogodzić się z utratą równie porażających sum – Andrzej Zieliński ps. Słowik – ok. 8 tys. zł, Zygmunt R., ps. Bolo – ok. 58 tys. zł (to rekord), a Mirosław D., ps. Malizna – ok. 6 tys. zł. <Br><Br>Sumy te wzbudzają zażenowanie, tym bardziej, że mafiozi w jeden weekend potrafili wydać hotelu na Mazurach od 100 do 300 tys. zł.